W niedzielę 21 lutego wierni diecezji łowickiej w liście księdza bpa Andrzeja Dziuby zostali poinformowani o konieczności połączenia unią personalną mniejszych parafii znajdujących się na terenie diecezji. Taki stan rzeczy, jak tłumaczy biskup łowicki, jest skutkiem niedoboru aktywnych księży wynikający m. in. ze zmniejszonej liczby powołań kapłańskich.
Podobny komunikat w tym samym czasie skierował do wiernych archidiecezji częstochowskiej ksiądz abp Wacław Depo, przekazując informację o nieuniknionym łączeniu małych parafii w większe struktury.
Powyższe przypadki zmuszają mnie do zadania sobie pytania jak sytuacja kształtuje się w całej Polsce. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z drastycznym spadkiem liczby powołań w skali kraju? Jak informuje KAI, w bieżącym roku akademickim 2020/2021 do seminariów duchownych oraz do zakonów w Polsce zostało przyjętych 438 mężczyzn, co stanowi liczbę o 60 kandydatów mniejszą w porównaniem z rokiem ubiegłym. W ciągu minionych 15 lat odnotowano prawie 3-krotne zmniejszenie liczby powołań.
Zaklinać rzeczywistości się nie da. Sytuacja jest coraz trudniejsza, dlatego warto spróbować poszukać przyczyn i rozwiązań. Uwarunkowań przedstawionego stanu rzeczy jest zapewne wiele. Są wśród nich takie, które nie podlegają ocenie, jak np. sytuacja demograficzna, ale też i te, nad którymi warto się pochylić.
Obiektywnie rzecz ujmując, ksiądz w dzisiejszych czasach posiada mniejszy autorytet, jest mniej ceniony niż miało to miejsce kilkadziesiąt lat temu. Potwierdza to CBOS w badaniach przeprowadzonych w 2019 r. Które zawody poważamy?, wg których profesja księdza sytuuje się znacznie niżej w rankingu prestiżu zawodów biorąc pod uwagę ostatnie kilkadziesiąt lat (w porównaniu np. z końcem okresu PRL).
Dzisiaj duchowny nie otrzymuje poważania w pakiecie ze święceniami. Warto jednak podkreślić, że mimo iż taki stan może zahamowywać liczbę powołania, to jednak kapłanem nie zostaje się dla poklasku, ale by przyprowadzić ludzi do Boga. Porównując dawne czasy z tymi obecnymi nasuwa się refleksja, czy nie brakuje dziś w Polsce charyzmatycznych przewodników duchowych, jakim był kard. Stefan Wyszyński. Można rzec w wielkim uproszczeniu, że tu koło się zamyka.
Nasuwają się pytania: czy maleje liczba powołań rozumianych jako głos Boży, czy też maleje liczba osób, które przyjmują zaproszenie Boga do posługi kapłańskiej, słyszą a nie słuchają Bożego głosu? A może jest on na tyle zagłuszany przez blichtr, „hałas i pokusy” tego świata, że trudno go w ogóle usłyszeć? Na te pytania trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Widzimy jednak, że młody człowiek z jednej strony styka się z zachętą, by żyć w oparciu o złudną zasadę wolności „róbta co chceta”, z drugiej zaś – o prawo zawarte w wymagającym Słowie Bożym, w tym w dekalogu. Z natury ludzie dążą do przyjemności, łatwego życia „tu i teraz”, dlatego duża część na takowe się decyduje, oddalając od siebie myśl o tym, co w rzeczywistości, biorąc pod uwagę także życie wieczne po śmierci, jest dla niego dobre.
A jeśli już ktoś rozważa podjęcie drogi życiowej związanej z kapłaństwem, na pewno zastanawia się nad koniecznością wierności tej posłudze, która jest służbą obligującą do licznych wyrzeczeń, w tym m.in. do podjęcia trudu życia w samotności, w celibacie. Dochodzi kwestia rozterek związanych z obawą bycia niezrozumianym przez otoczenie, najbliższych. Wybór więc jest naprawdę trudny, tym bardziej pojawia się pokusa, by zrezygnować z planów pójścia za głosem Bożym.
Jak widać z przytoczonych na wstępie statystyk, kalkulacja rzeczywistości może niepokoić. Nasuwa się pytanie: Czy za jakiś bardziej odległy czas nie będziemy zmuszeni do przemierzenia kilkudziesięciu kilometrów, by dotrzeć do kościoła na niedzielną Mszę Św.? Nie mówiąc już o zaniku innych nabożeństw odprawianych w dni powszednie. Bez przewodników duchowych w parafii zaczną zanikać wspólnoty, a księża przy ogromie obowiązków ciążących na nich staną się „maszyną do pracy duszpasterskiej”, bez czasu i sił na kształtowanie ducha, na osobistą modlitwę, medytację, rekolekcje, co jest fundamentem ich rozwoju duchowego...
Oczywiście taka wizja to jakiś skrajny defetyzm, ale jeśli tendencja spadkowa liczby powołań się utrzyma, nie możemy wykluczyć, że kiedyś przyjdzie nam zmierzyć się właśnie z taką rzeczywistością. Trzeba zatem zadać sobie pytanie: Czy my – katolicy możemy coś robić, żeby w przyszłości nie brakowało głosicieli Dobrej Nowiny oraz szafarzy świętych sakramentów? Owszem! Pierwszą aktywnością, która przychodzi do głowy jest odważne wstawianie się za stanem duchownym. Jeżeli jest on obrażany, powinniśmy zabrać głos w sprawie. Nie mówię tu o ślepej obronie osób duchownych, którzy są oskarżani o czyny, których w rzeczywistości się dopuścili i które są bezdyskusyjnie godne obiektywnej krytyki oraz ukarania. To oczywiste, bo oczyszczenie kościoła jest potrzebne. Mam jednak na myśli obronę kapłanów przed zbytnią, fałszywą, agresywną generalizacją, zbiorową odpowiedzialnością, przed „wrzuceniem wszystkich do jednego wora”.
Łatwo wyciągnąć na światło dzienne kilka przypadków nieprawości księży i przypisać je do całej społeczności duchowieństwa, co z satysfakcją czyni czwarta władza w Polsce. W kontekście powołań kapłańskich jest to szczególnie ważne, gdyż zapewne niełatwo oddać całe swoje życie dla wartości, które w przestrzeni publicznej stają się celem ciągłych ataków, drwin. Nie trudno zatem nie dostrzec związku między spadkiem liczby powołań a narastającym antyklerykalizmem.
Dość często słyszy się od tzw. „wierzących niepraktykujących” stwierdzenie typu: „Bóg tak – kościół/księża- nie”. Nie można łudzić się, że kapłani z powodu swojego stanu przestaną w ogóle grzeszyć, bo mają – jak każdy z nas – słabą naturę. Ale czy tylko ze względu na ten fakt człowiek powinien pozbawiać się sakramentów, korzystanie z których zapewnia życie wieczne? Czy ktoś, kto komu grozi śmierć zastanawia się, czy lekarz chcący przeprowadzić operację ratującą życie, jest aby na pewno człowiekiem bez zarzutu? W Piśmie Świętym czytamy: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci (…) kamień” (J 8, 7).
Mogę tylko snuć refleksje na temat tego, że kapłani są przez szatana kuszeni bardziej niż osoby świeckie, jako Ci, którzy są dla niego większym „zagrożeniem” z racji doprowadzania innych do Chrystusa. Jak czytamy w Biblii „Uderzę pasterza, a rozproszą się owce.” (Mk 14, 27). Czyż przez niszczenie wizerunku kapłanów, nie burzy się autorytetu Boga? Z tym większym zaangażowaniem powinniśmy się włączyć w obronę stanu duchownego.
Innym działaniem, jakie można podjąć celem poprawy sytuacji, o której mowa, jest zaangażowanie świeckich w modlitwę o nowe, liczne, święte powołania kapłańskie i zakonne. Duchową troskę o aktywnych kapłanów, co równie istotne, można wyrazić poprzez zwrócenie się do Boga z prośbą o dar pobożności, gorliwości apostolskiej, dojrzałość w posłudze, wierne oddanie Kościołowi tych już powołanych, by postawa kapłanów pociągała ku takiej drodze innych.
W przestrzeni online i nie tylko znaleźć możemy różne idee nakierowujące na realizację powyższych celów. Wyższe Seminarium Duchowe w Płocku zachęca do zaangażowania się w akcję W 2021 roku modlę się o powołania, znany jest też Apostolat Margaretka, włączyć się można również w inicjatywę modlitwy za kapłanów na stronie www.modlitwazakaplana.pl. W przyszłym miesiącu, tj. od 25 kwietnia, jak co roku, obchodzić będziemy Tydzień Modlitw o Powołania do Kapłaństwa i Życia Konsekrowanego.
Czy zaproszeni Bożym wezwaniem młodzi ludzie odczytają w przyszłości powołanie do kapłaństwa jako wielki, szczególny dar, jako Boży, a więc najlepszy pomysł na ich życie? Żywię głęboką nadzieję, że tak. My świeccy możemy wyprosić u dobrego Boga, by każdy, kto usłyszy Jego głos wzywający do realizacji powołania kapłańskiego, poszedł za nim, bezgranicznie ufając słowom Jezusa: „Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy.” (Mt 19, 29).
Diagnoza obecnej rzeczywistość w kontekście omawianego tematu, może wprowadzić w stan podszyty obawą o przyszłość kapłaństwa w Polsce, jednak nie może prowadzić do pesymizmu, ale powinna nas zmobilizować do gorliwego zaangażowania w modlitwę oraz obiektywną, rzetelną obronę ogółu duchowieństwa rozumianą nie jako wybielanie „czarnego”, ale nie dopuszczanie do bezpodstawnego ich oczerniania.
/mwż