Gdy pada pytanie o to, co charakteryzuje współczesnych katolików, to niestety rzadko się zdarza, by jednym z pierwszych skojarzeń było przeżywanie swej wiary w oparciu o rozum. A w dużej mierze właśnie ta cecha sprawia, że różne kościoły powstają i znikają, a ten Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski nadal trwa. Zanim przejdziemy do refleksji obejmującej cały świat i cały okres istnienia Kościoła, zacznijmy od wydarzenia bliższego nam zarówno geograficznie, jak i czasowo.
Rzecz wydarzyła się w Legnicy, kilka lat temu. Obecni wtedy na dniu skupienia członkowie Stowarzyszenia spotkali się z proboszczem parafii św. Jacka, ks. dr. Andrzejem Ziombrą. Kościół św. Jacka to ta świątynia, w której doszło do cudu eucharystycznego i w której wystawiona jest hostia, która zmieniła się we fragment serca człowieka w stanie agonalnym. Grupę krwi określono na taką samą, jaką stwierdzono przy innych cudach eucharystycznych oraz po przebadaniu Całunu Turyńskiego – AB. Ks. Andrzej opowiadał nam w szczegółach, ile procedur musiał przejść pobrany z hostii materiał badawczy. Taką samą diagnozę wystawiło kilka ośrodków badawczych, rozsianych po niemal wszystkich kontynentach. Niezależnie od siebie, bez wiedzy o pochodzeniu tkanek, diagności przedstawiali ten sam wynik. Wszyscy słuchacze byli pod wielkim wrażeniem. Gdy przyszedł czas na pytania, ktoś zauważył, że sprawa jest bardzo medialna i wiele środowisk podważa jej autentyczność. Pojawiały się nawet absurdalne stwierdzenia, że dokonano morderstwa, by sfabrykować cud. Może wobec tego – dopytywała ta osoba w dobrej intencji – warto wykonać dodatkowe, kolejne badania? Ks. proboszcz odpowiedział w sposób, który utkwił mi w pamięci: „Można. Tylko po co?”. Po co, skoro już kilka renomowanych ośrodków wykonało testy? Po co, skoro na dostarczonym materiale pracowali specjaliści, którzy o jego pochodzeniu dowiedzieli się po fakcie? Czy jeśli ktoś ze złej woli nie uznaje wyników pięciu badaczy, to zmieni zdanie, gdy przyjdą wyniki od dziesięciu? A jeśli dalej będą na „nie”, to mamy „dobić” do piętnastu?
Rozum w połączeniu z wolą
Na świecie znajdujemy sporo innych przykładów zjawisk czy przedmiotów, które – patrząc po ludzku – są niezwykłe czy wręcz nie powinny istnieć. Całun Turyński; tilma z Guadalupe, która powinna przetrwać maksymalnie 20 lat; przemiana krwi św. Januarego; cuda eucharystyczne rozsiane po całym świecie. Przykładów można by mnożyć znacznie więcej. Wszystkie z nich łączy jedna cecha: choćby były udokumentowane najlepszym aparatem naukowym, to nie zwyciężą starcia z ludzką wolą. Choćby rozum wskazywał, że mamy do czynienia z czymś ponadnaturalnym, to człowiek współczesny bardzo łatwo potrafi to odrzucić. Żeby było ciekawiej, to często ci sami ludzie przyjmują przesądy, horoskopy, różne formy duchowości, a to wszystko polane zainteresowaniem i szacunkiem dla innych religii. Byle nie dla katolicyzmu. To dość mocna diagnoza, pewnie trzeba by rozwinąć niektóre z zawartych tutaj wątków. Ale na użytek tekstu o rozumowym podejściu do wiary pozostańmy na tej konstatacji, że jeśli coś jest katolickie i dowody to potwierdzają, to… tym gorzej dla dowodów.
Słynni konwertyci
Nie zawsze jednak jest tak, że wiara poparta rozumem przegrywa z ludzkim nastawieniem. Czasami jest dokładnie odwrotnie, czego znakomitym przykładem są słynni konwertyci na katolicyzm. Samo słowo konwersja pochodzi z łaciny, od convertere – „zmienić”. Konwersją określamy zmianę wyznania religijnego w obrębie chrześcijaństwa lub przejście z innej religii na wiarę chrześcijańską. Osoba, która dokona takiej zmiany w swoim życiu, określana jest mianem konwertyty. Dla naszych rozważań, ale i po prostu dla naszego pożytku duchowego, najcenniejszymi przykładami są oczywiście osoby przybywające do Kościoła katolickiego.
Pierwszym, który przyszedł mi do głowy (podejrzewam, że także wielu Czytelnikom), jest św. Jan Henryk Newman, kardynał. Przy połączeniu tematu konwersji i rozumowego dochodzenia do wiary nie ma bodaj lepszego życiorysu do omówienia. Przez wiele lat był duchownym anglikańskim, jednak im dalej poznawał swoją wiarę, im mocniej wytężał umysł, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że jego religia nie może zaoferować mu tego, czego poszukuje: Prawdy. Co warto podkreślić, zmiana ta nie przyszła nagle. Nie było to nawrócenie podobne do św. Pawła, a raczej żmudna, metodyczna współpraca z Łaską, poparta umysłem otwartym na dowody. Współpraca ta trwała kilkanaście lat i zaowocowała wstąpieniem do Kościoła katolickiego, w którym to, po różnych perturbacjach, św. Jan Henryk dostąpił godności kardynalskiej. Także współcześnie pojawiają się świadectwa osób, które za jego wzorem wybierają katolicyzm.
Mnóstwo przykładów dostarcza nam świat anglosaski. Nie sposób pominąć Gilberta Keitha Chestertona, autora wielkiej liczby książek i źródła niezliczonej ilości cytatów, które krążą po Internecie, inspirując kolejne pokolenia jego czytelników. Swoją drogę – od agnostyka przez reformatora Kościoła anglikańskiego po odnalezienie celu swoich poszukiwań w Kościele katolickim, opisał ze szczegółami w dziele Ortodoksja. Z tamtejszego kręgu kulturowego pochodziło naprawdę wielu konwertytów, w tym także mniej znanych, niż wymieni przed chwilą. Np. Thomas Byles, ksiądz który odmówił wejścia na szalupę na „Titanicu” i pozostał na statku do samego końca, by spowiadać współpasażerów. Decyzja o przejściu do Kościoła katolickiego, której wbrew naciskom rodziny dokonała Mabel Tolkien, zaowocowała żarliwą wiarą jej syna, Johna Ronald Reuela, jednego z najwybitniejszych pisarzy XX wieku.
Historie konwersji na katolicyzm oczywiście rozsiane są po całym świecie. Wielu przykładów dostarcza nam Daleki Wschód, na czele z Japonią, gdzie przyjęcie katolicyzmu wiązało się przez długie lata z gotowością na męczeństwo. W historii Polski odnajdujemy liczne zmiany wyznania przez szlachtę protestancką i żydowskie mieszczaństwo. Kardynał Jerzy Radziwiłł przyjął wiarę katolicką dzięki staraniom ks. Piotra Skargi. Niemiecki krąg kulturowy dostarcza kolejnych wzorów, na czele z teologami: Dietrichem von Hildebrandem, Adrienne von Speyr oraz patronką Europy Edith Stein, czyli św. s. Teresą Benedyktą od Krzyża. Jeśli spojrzymy na Skandynawię, która miała szczęście do pisarzy konwertytów, na pierwszy plan wysuwa się Norweżka Sigrid Undset, oceniana jako najsłynniejsza pisarka skandynawska. Jej decyzja o przejściu na katolicyzm nie była bynajmniej drogą na skróty w karierze. Wprost przeciwnie, narażała ją na niezrozumienie w luterańskiej ojczyźnie. Mimo to wytrwała w swym postanowieniu. To jest to, czego uczą nas ci odważni ludzie: podążania za Prawdą, dokonywania rozumnych wyborów, otwartości na Łaskę i czerpania z niej sił.
Konwertyci są wśród nas
Ten krótki przegląd jest… krótki! Moglibyśmy wyszukiwać kolejne nazwiska, mając przecież świadomość, że z konwertytami jest trochę jak ze świętymi. Z nazwiska powszechnie znamy tylko niektórych, co bardziej wyróżniających się, a przecież takich historii było wielokrotnie więcej. Ale nie tylko z tego powodu chcę tutaj zamknąć listę.
Prawdziwy powód jest taki, że przykład konwertytów sensu stricto, tj. ludzi przychodzących do Kościoła katolickiego z innych odłamów chrześcijaństwa czy innych religii, jest dla nas zachętą do bycia – nazwijmy sobie na użytek tego tekstu – konwertytami sensu largo. Konwertytą w szerokim znaczeniu może być także katolik, możemy być Ty i ja. Czyż nie potrzebujemy ciągłego nawrócenia, ciągłego zmieniania się na lepsze, ciągłego convertere? Nie lubię stwierdzenia, że jesteśmy jakimś niezwykłym pokoleniem żyjącym w niezwykłych czasach. Każde pokolenie i czasy są jakieś i nam przyszło żyć w takich, w których pod kątem wiary tak naprawdę nie dokonuje się nic nowego: naszymi wyborami świadczymy o naszej przynależności, bądź jej braku, do Kościoła. Po to mamy rozum, by wybierać, czy chcemy usłyszeć i usłuchać głosu Chrystusa i pójść za Nim. Tak było, jest i będzie.
Przykład konwertytów pokazuje nam, że świadoma wiara pojawia się, gdy sami ją wybierzemy. Do tego niezbędna jest współpraca rozumu i otwartości na poznanie. Współczesnym katolikom świat zadaje wiele pytań i wielu z nich poszukuje na nie odpowiedzi. Wiele z tych spraw, jeśli nie wszystkie, to naprawdę nic nowego pod słońcem. W trudnych kwestiach nie jesteśmy sami: oprócz Boga mamy za sobą także pokolenia dwudziestu wieków. Wielu katolików (a wśród nich wielu konwertytów) pracowało umysłowo, by prowadzić nas do Stwórcy. Pełne przeżywanie wiary wcale nie pojawia się wtedy, gdy rozum zawodzi. Wprost przeciwnie.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 1 | styczeń-marzec 2023
/ab