Już jutro na ekrany kin w Polsce wchodzi „Opiekun” w reżyserii Dariusza Reguckiego. Akcja filmu rozgrywa się współcześnie, choć głównym bohaterem jest św. Józef. Podobnie, jak w Piśmie Świętym, jego obecność objawia się w sposób subtelny. Efekty działań tytułowego opiekuna poznajemy bowiem po zmianach, jakie zachodzącą w życiorysach przedstawionych osób.
Fabuła skupia się na losach małżeństwa Kordeckich, mieszkańców Kalisza. Dominika pracuje w filharmonii, Robert w lokalnym radio. Nawarstwiające się problemy finansowe tworzą coraz większą przestrzeń między małżonkami, w którą bardzo szybko wlewa się zło. Dominika nawiązuje romans z bogatym przedsiębiorcą i opuszcza męża i ich nastoletniego syna. Z takim bagażem Robert otrzymuje w pracy zadanie realizacji cyklu reportaży radiowych o św. Józefie. Kolejne spotkania uświadamiają mu, że nie znał tej postaci dość dobrze. Ciągłe „przebywanie” z Józefem zaczyna wpływać także na decyzje, jakie podejmie Robert, by ratować rodzinę.
Tyle tytułem wprowadzenia do fabuły, by nie zepsuć seansu. Wartym odnotowania jest fakt, że film powstał w oparciu o kampanię crowdfundingową. W jej ramach producent, Stowarzyszenie Rafael, pozyskał niemal 2 miliony złotych. Budujące jest to, że wiele osób w Polsce zechciało wesprzeć stworzenie opowieści o św. Józefie. Jednak taka forma pozyskania funduszy to także wielkie zobowiązanie. Czy twórcom „Opiekuna” udało się z niego wywiązać?
Wielką wartością jest odkrywanie kolejnych opowieści o realnym działaniu świętego. Są to zarówno historie współczesne, jak i odbywające się na dawnych Kresach Wschodnich, czy wśród kapłanów więzionych przez Niemców w KL Dachau. Również główny wątek rodziny Kordeckich jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, choć oczywiście pod zmienionym nazwiskiem. Wrażenie robią znakomicie zrealizowane ujęcia Kalisza, które zachęcają do odwiedzenia tego miasta. A jeśli już ktoś się wybierze, to z pewnością zajrzy także do sanktuarium.
Są także rzeczy, które mnie osobiście nie przypadły do gustu i przeszkadzały w oglądaniu, a tym samym w zapoznawaniu się z przedstawioną historią. Zabrakło mi emocji u małżonków, których wspólne życie się rozpada, a przyjmują to, można powiedzieć, z kamienną twarzą. O ile ta uwaga może być subiektywna, o tyle myślę, że wiele osób będzie uwierać forma paradokumentu, z jakiegoś powodu mocno kojarzącą się z kinem chrześcijańskim. Równocześnie pragnę pochwalić twórców, że w tym przypadku złagodzili rozdźwięk między główną fabułą a warstwą dokumentalną, gdyż poszczególne wywiady i reportaże oglądamy razem z Robertem, w ramach jego pracy dziennikarskiej. Jest to sprytny zabieg, choć nie ukrywam, że dla mnie osobiście najlepszym rozwiązaniem byłoby zupełne pominięcie elementów dokumentu.
Stowarzyszenie Rafael na stronie internetowej jako jeden z powodów, dla którego pragnęli stworzyć film o św. Józefie, podaje: Wciąż powstają kolejne destrukcyjne filmy i seriale, które zalewają umysły ludzi, szczególnie młodego pokolenia. Dobry film z wartościami daje możliwość zmiany myślenia, postaw i decyzji, a co za tym idzie, daje okazję do nawrócenia!
Ostatnie słowa są pogrubione w oryginale, nie przeze mnie. Ale zgadzam się, że są kluczowe. Jeśli po obejrzeniu tego filmu ktoś zacznie poszukiwać swojego świętego opiekuna to dobrze, że „Opiekun” powstał.
/mdk