Ile produktów kupujemy tylko dzięki dopasowanej do naszych upodobań reklamie? Odpowiedź mieści się prawdopodobnie między „większość” a „wszystkie”, o czym na ogół nie mamy pojęcia, a czasem nie chcemy wiedzieć... Czy głosujemy w wyborach rzeczywiście w sposób wolny? Ilu informacji nie dostajemy, chociaż jesteśmy nimi zainteresowani?
Jak donosi portal Life Site News wielu ludzi jest już świadomych, że Google i jego „darmowe” produkty śledzą ich, zbierają ich dane i zarabiają na tym. Jedni nie chcą o tym myśleć, inni tylko machają ręką i mówią, jak moja koleżanka, że się sprzedali. A ja się pytam czy aby nie za tanio? Ile ta sprzedaż będzie kosztowała w przyszłości? Pracę, rodzinę, wolność? Już dziś na Zachodzie są tacy, którzy utracili pracę i pozycję za to, co publikowali w sieci kilkanaście, albo i więcej lat temu.
Gmail skanuje wszystkie wiadomości jakie wysyłają i otrzymują jego użytkownicy. Ale nie tylko - także te, które pisali, ale nigdy ich nie wysłali, rezygnując. Archiwizowane są też wszystkie wiadomości usunięte. Nic nie ginie. Wszystko ma swoją wartość. Profilowani są dorośli użytkownicy, a na podstawie informacji, które zostawiają w sieci, ich małoletnie dzieci. Technologiczny gigant wie o swoich użytkownikach, ich upodobaniach, życiu rodzinnym, towarzyskim, zawodowym bardzo wiele. Biorąc pod uwagę analizy, jakie można na podstawie tych danych wykonać z pewnością zbyt wiele. Dodając do tego ich wykorzystanie do przeróżnych, wcale nie tylko marketingowych, celów powstaje pytanie na ile jeszcze jesteśmy wolni i potrafimy realnie oceniać sytuację?
Przyzwyczailiśmy się już, chociaż to straszne, do sprofilowanych reklam, które wyświetlają się nam, już nie tylko gdy wyszukujemy jakiś produkt, ale i wtedy gdy o nim rozmawiamy i to wcale nie przez komórkę - wystarczy, żeby była w pobliżu. Wiemy, że żyjemy w bańkach informacyjnych i mamy dostęp tylko do tych wiadomości, które wedle algorytmów nas interesują, albo interesować mają. Cała reszta jest poza naszym zasięgiem. Mówi i pisze się o tym, że technologiczni giganci są w stanie wpływać na wyniki wyborów. Wpływają też na nasze relacje z innymi odpowiednio podkręcając emocje - podziały między ludźmi mającymi inny światopogląd pogłębiły się w ostatnich latach, stając się wręcz jak kaniony nie do przeskoczenia czy obejścia. Do tego dochodzą inne wyniki wyszukiwania, które dostajemy, gdy wpisujemy w okno najpopularniejszej wyszukiwarki jakąś frazę. Inne definicje jednego słowa, inna interpretacja konkretnego zdarzenia… Czy będąc tak sterowani spotkamy się jeszcze? Czy pogarda i niezrozumienie całkowicie to wykluczą?
I jeszcze pytanie o to, czego nie przeczytamy w Internecie, w mediach społecznościowych i o wiadomości, które nigdy nie dotrą do adresatów. Life Site News donosi, że algorytmy stosowane przez Google blokują maile od określonych użytkowników lub zawierajace w tytule, bądź treści wybrane słowa, np. „pro-life”. Podobny sposób ograniczania widoczności niektórych treści jest stosowany w mediach społecznościowych. Ta manipulacyjna technika ma swoją nazwę: „shadow banning”.
Cytowany przez LSN prof. Robert Epstein, amerykański psycholog, specjalista od manipulacji, deklaruje, że od 2014 roku nie dostał na swój e-mail, ani na telefon żadnej sprofilowanej reklamy. Twierdzi, że można zapewnić sobie całkiem sporą dawkę wolności w sieci w siedmiu prostych i wcale nie kosztowych krokach. W pierwszej kolejności należy rezygnować z Gmaila, usług Google, Androida i usunąć ciasteczka. No wiec jak - wygoda czy swoboda?
Dla zainteresowanych link do artykułu profesora: https://medium.com/@re_53711/seven-simple-steps-toward-online-privacy-20dcbb9fa82
/mdk