
Zbliża się czas matur, a po nim setki tysięcy młodych ludzi zacznie podejmować pierwsze kroki dorosłego życia. Jedni rzucą się w wir pracy, inni studiowania, z czym wiąże się niejednokrotnie wyprowadzka do innego miasta. Jest jednak niewielka cześć, chyba promil promila, która podejmie drogę szczególną – pójdzie za drogą Bożego wezwania do służby kapłańskiej bądź zakonnej.
Jan Paweł II pisząc o powołaniu użył terminu „Dar i tajemnica”. I możliwe, że termin ten był najbliżej prawdy, bo chociaż najczęściej mówi się, że jest to jakiś wewnętrzny głos, czy pewien pociąg, to jednak wówczas nacisk umieszczamy po stornie człowieka, a przecież jedynym Dawcą powołania jest Bóg. „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was” (J 15, 16). Dobry Pasterz jest tym, który wystosowuje do niektórych zaproszenie ani trochę nie kierując się przypadkiem. Dlatego może warto podkreślać, że każde wezwanie jest ponad człowiekiem, każde go przewyższa, zarówno wybranego, jak również i nas, którzy tak śmiało osądzamy ludzi. Liczne przypadki biblijne pokazują grzeszników, którzy zmienili zupełnie życie, bo w późnym czasie odczytali wezwanie. Paradoksem może być przykład apostołów, którzy nie wychowali się w kontekście wierzącej rodziny, która jest blisko Kościoła, bo nie było za ich czasów jeszcze tej instytucji, a jednak dziś stanowią wzór wezwania Bożego.
Z drugiej jednak strony nie ma powołania bez powołanego. Kontekst, z jakiego wychodzi powołany, jest niezwykle istotny, co podkreśla każdy dokument kościelny określający formację i zdatność kandydata do święceń. Rodzinę określa się nawet jako "pierwsze seminarium", w którym powołanie ma najważniejszy grunt do wzrostu. Może ten jednostkowy wymiar sprawia z kolei, iż człowiekowi zadane jest zadanie, któremu podoła, gdyż owa łaska działa na wybranej naturze. Jednak słowo "dar" ukazuje jeszcze dwie rzeczywistości oddolne. Poza faktem, że istnieje Dawca, który sam wybiera, również ukazuje, iż jest to w jakiejś mierze zaszczyt. Gdyby bowiem było inaczej, wówczas należałoby chyba użyć słowa „skazanie”, bo cóż to by był za „prezent”, jeśli nie dawałby przyjemności i radości. Dodatkowo, widać tu też zależność, że ów dar może zostać odrzucony. Nie ma obowiązku podążać tą drogą, nie ma przymusu, a jest jedynie zachętą. Może jest to moja bardzo nietrafna metafora, ale lubię porównywać Dobrego Pasterza do Szefa kuchni życia. Każdy dostaje menu, w którym ma wiele dań do wyboru, ale jest szczególne grono osób, które otrzymuje możliwość wyboru dania z polecenia Szefa kuchni. Można pozostać przy klasycznej karcie dań, ale można też spróbować tego innego, bardzo wyjątkowego dania – drogi powołania do życia konsekrowanego.
A zatem są tu dwa aspekty. Nie ma zatem tutaj sprzeczności między teologią a psychologią, a raczej współzależność, która toczy się do samego końca życia człowieka. To wyjątkowe, ale zarazem trudne zadanie, dla samego powołanego i dla osób mu towarzyszących, aby zrozumieć, że zachodzących procesów nie można tłumaczyć w jeden sposób, ale są one płaszczyzną spotkania dwóch nauk i poniekąd dwóch światów, między którymi jest postawiony jeden człowiek. Dlatego może dla wielu jest to niezrozumiałe, ponieważ tu trzeba niezwykle szerokiego i empatycznego spojrzenia i może właśnie ze względu na tak wiele niewiadomych i indywidualizacje każdego, teologia powołania jest najmniej rozwiniętą gałęzią nauk religijnych.
/ab