W ubiegłym tygodniu mieliśmy do czynienia z dwoma wydarzeniami świadczącymi o tym, że wojna Rosji z Ukrainą zmierza w stronę eskalacji i jeżeli ktoś próbował udawać, że mamy do czynienia z konfliktem lokalnym, który można zakończyć w obrębie stron wojujących, to niniejszym najmniejsze szczątki takiego rozumowania muszą odejść do lamusa historii.
Po pierwsze, wybuchy na Bałtyku, które doprowadziły do uszkodzenia Nord Stream, będące jak przyznają wszyscy komentatorzy czyimś sabotażem, spowodowały rozwiązanie zagadki, co do której wielu analityków łamało sobie głowę od dłuższego czasu. Chodziło o to, czy Rosja zamknie ostatecznie przesył gazu do Europy Nord Streamem. Wybuchy problem praktycznie rozwiązały. Na pytanie, kto dokonał akcji uszkodzenia rury, odpowiedzieć trudno. Na pewno na świecie istnieją tacy, którzy ją znają. Na poziomie czystej analizy należałoby zacząć od odpowiedzi napytanie: a komu na tym zależało. Odpowiedź jest podobna do podtytułu książki Fryderyka Nietzschego „Tako rzecze Zaratustra” – czyli wszystkim i nikomu. Rosja ewidentnie, jak świadczą wydarzenia z ostatnich dni września, chce konflikt eskalować i w takim działaniu szukać rozwiązania siłowego. Z drugiej jednak strony, jeśli chciała szukać straszaka gazowego, to psucie sieci przesyłowej czyni bezprzedmiotowym atut w postaci straszenia Niemców wyłączeniem guzika. Oczywiście mogą w Rosji być siły, których nie interesują jakiekolwiek subtelne gry z Zachodem, a nie są one do końca przy władzy, naturalnym więc jest, że poszukują możliwości eskalacji wbrew obecnemu reżimowi. Mogli oczywiście rurę uszkodzić Anglosasi, którzy w ten sposób rozwiązali problem subtelnej debaty wewnątrzniemieckiej na temat ewentualnego włączenia drugiej nitki Nord Streamu. Wreszcie mogli sami Niemcy, którzy poprzez przecięcie gazociągu, będącego czymś w rodzaju węzła gordyjskiego, rozwiązują swoje wewnętrzne dylematy na wzór Aleksandra Macedońskiego. Dla uczciwości dopiszę, że za akcją mogli stać Polacy do spółki ze Skandynawami, bo właśnie otworzyli własną sieć przesyłową i mogą chcieć na niej robić niezależne od Rosji i Niemiec interesy. Wreszcie na koniec tej wyliczanki zostawiam służby ukraińskie, robię tak dlatego, że gdyby nawet wykonały one rzeczoną robotę, to chyba musiałyby działać w porozumieniu, a właściwie na zlecenie, którejś z wymienionych sił - najprędzej Anglosasów, ale w tej kwestii nie wykluczałbym żadnej możliwości. Zresztą w każdej z wyżej wymienionych opcji wchodzą w grę możliwości wzajemnej kolaboracji różnych służb.
Wiem, że niektóre z tych tez brzmią mało wiarygodnie, ale w grze wielkich sił wszystkie chwyty bywają zasadniczo dozwolone, a ruchy, które z jakiegoś działania wynikają z przeliczenia czynionego znacznie wprzód. W każdym razie wszystkie zainteresowane strony użyły owych zdarzeń do wzajemnych oskarżeń i rzeczonej eskalacji.
To, co wydarzyło się w końcu września i na początku października, według mnie uprawdopodabnia opcję, że to Rosja stoi za uszkodzeniem sieci przesyłowej Nord Stream. Aneksja obszarów należących formalnie do Ukrainy, wykonana w bardzo złym stylu - choć trudno powiedzieć, jak właściwie miałaby ona wyglądać w „dobrym” - pokazuje, że kraj ten chce zamknąć za sobą drzwi na Zachód i przystąpić do ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej, nie licząc się z nikim i niczym, także stratami własnymi. Być może odpowiedzią na pytanie dlaczego uczyniła to w taki, a nie inny sposób jest przyjęcie założenia, że chciała by uszkodzenia dokonały się poza jej terytorium.
Można powiedzieć, że Rosja właśnie przystąpiła do realizacji własnej wizji Nowego Porządku Świata. Jakie jest prawdopodobieństwo realizacji tego planu, trudno powiedzieć. Można natomiast zaryzykować tezę, że koszty - także, a może przede wszystkim dla nas - mogą być ogromne, przy czym samo użyte tu przeze mnie słowo określające je jest eufemizmem.
/mdk