Wiersze od początku wywoływały w ks. Twardowskim tyleż zakłopotania, co radości. Nie potrafił ich nie pisać, więc najpierw ukrywał tę swoją – jak mawiał z uśmiechem – słabość, aby, jak w szkole, nie wytykano go palcami.
Charakterystyczny wydaje się tytuł jego debiutanckiego utworu, Skarga, który kończy przejmujące wyznanie:
„Ach, po co śniłem plany
gdy snów nikt nie rozumie”
Poezja, ten szczególnym rodzaj rozmowy, z samej swojej natury otwarta jest na drugiego człowieka, a przecież często bywa odrzucana jako coś niezrozumiałego czy wymagającego od czytelnika zbyt wielkiego wysiłku. Nierzadko więc się zdarza, że jej twórca czuje się wyobcowany nawet wśród najbliższych. Dlatego młody autor ukazywał siebie jako młodzieńca o „sercu […] cichym jak pacierz”, „we własny cień otulonym”, „na krawędzi życia i snu”.
Zmieniła to nieoczekiwanie wojna, zwłaszcza Powstanie Warszawskie, które było najważniejszym przeżyciem autora przed wstąpieniem do seminarium duchownego, a nawet zadecydowało o przyjęciu powołania. To wtedy narodził się przyszły ksiądz i autor wierszy, które weszły do kanonu jego twórczości, jak Matka Boska Powstańcza:
Bóg Ci słońca na dłonie Twoje nie żałował
ani ciszy na usta Twe zbyt mało dał –
broń bym zdobył dla Ciebie, o głodzie wędrował
potajemnie orzechy na ołtarz Ci rwał
Najświętsza, utracona, z rozkazami spalona –
w barykady równoczarnym strumieniu –
z Tobą twarz zapłakana, z Tobą bitwy do rana
i uśmiechy, i sen na kamieniu
Ten znakomity wiersz-modlitwa – jak to nierzadko bywa – wyprzedził dojrzewanie Jana Twardowskiego i do kapłaństwa, i do twórczości na miarę talentu, jaki otrzymał od Stwórcy.
Pojawiło się – by nawiązać do Biblii – słowo, które już wkrótce miało stać się ciałem. Tymczasem autor jeszcze zmagał się z sobą samym, co ujawniają mało znane wczesne wiersze bez tytułu, niewłączone do żadnego z kolejnych zbiorków poetyckich. Nie porzucił twórczości, ale zdecydowanie ją odmienił w duchu owego lirycznego arcydzieła, jakim była Matka Boska Powstańcza. W wierszu O jednym z pacierzy zapewniał, że pozostanie, także w swojej twórczości, na zawsze wierny Chrystusowi:
Choćby wzbronili wierszy o Tobie pięknych drukować – na klęczkach będę szeptać Ci jeszcze wzbronione słowa
Wraz z kapłaństwem przyszły jednak wątpliwości, czy można pogodzić te dwa powołania, czy nie należy oddać siebie całego Chrystusowi i stać się narzędziem w Jego rękach. W innym z grupy owych wierszy bez tytułu, będących zapisem ówczesnych przeżyć autora, czytamy:
Obym nigdy nie układał litanii choć najpiękniej nie nazywał Boga – bo to wszystko próżność, garść prochu – inna wiedzie ku Niemu droga
Był kapłanem i to powołanie, wprawdzie późniejsze niż twórczość poetycka, uważał za najważniejsze w swoim życiu. Bardzo przeżywał słowa Chrystusa skierowane do najbliższych uczniów, zapisane w Ewangelii według św. Jana: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje.” (J 15,16) Wprawdzie – jak czytamy w książce Jana Pawła II Dar i tajemnica – zarówno powołanie kapłańskie, jak i artystyczne są darem Stwórcy, to nic nie może się równać z tytułem przyjaciela Chrystusa, a tak właśnie Zbawiciel nazwał swoich uczniów: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego”. (J 15,15)
O najważniejszych sprawach – co można uznać za paradoks – nie potrafił mówić inaczej niż w języku poezji, nawet mając świadomość, że nie wszyscy są wrażliwi na ten rodzaj wypowiedzi. „Wiersze […] przemawiają do pewnych tylko ludzi – podkreślał – wrażliwych na wiersze. Najgłębiej – jak sądzę – ukazał ten problem Karol Wojtyła. Młodzieńcza twórczość przyszłego papieża wyrastała z inspiracji dziełem św. Jana od Krzyża, hiszpańskiego mistyka, który jak nikt wcześniej potrafił utrwalić w słowie spotkania człowieczej duszy z Chrystusem.
Swoje doświadczenia mistyczne zapisał w traktacie: „Droga na Górę Karmel”, poprzedzając każdą z owych części osobnym poematem, jakby na potwierdzenie wyjątkowej roli poezji. Po latach zaś już jako Jan Paweł II w słynnym „Liście do artystów” wyznał: „Nikt nie potrafi zrozumieć lepiej niż wy, artyści, genialni twórcy piękna, czym był ów pathos, z jakim Bóg u świtu stworzenia przyglądał się dziełu swoich rąk.
Nieskończenie wiele razy odblask tamtego doznania pojawiał się w waszych oczach, artyści wszystkich czasów, gdy zdumieni tajemną mocą dźwięków i słów, kolorów i form, podziwialiście dzieła swego talentu, dostrzegając w nich jakby cień owego misterium stworzenia, w którym Bóg, jedyny stwórca wszystkich rzeczy, zechciał niejako dać wam udział.” Ks. Twardowski już na początku swojej kapłańskiej twórczości przekonał się, że wiersze nie tylko – jak mówił – „nie przeszkadzają w […] posługiwaniu” duszpasterskim, ale „mają swoje posłannictwo, torują na swój sposób drogę Łasce, próbują trafić do tych, do których nie trafia na razie katecheza”. W jednym z najpiękniejszych, które weszły do kanonu jego twórczości, zatytułowanym O wróblu, napisał:
Nie umiem o kościele pisać o namiotach modlitwy znad mszy i ołtarzy [..] o oku Opatrzności które widzi orzechy trudne do zgryzienia […] lecz o kimś skrytym w cieniu co nagle od łez lekki gorący jak lipiec odchodzi przemieniony w czułe serce skrzypiec i o tobie niesforny wróblu co łaską zdumiony – wpadłeś na zbita głowę do święconej wody
Zamiast ubolewać nad „orzechami trudnymi do zgryzienia”, potrafił cieszyć się z każdego, kto odchodzi od konfesjonału pojednany z Bogiem, „od łez lekki gorący jak lipiec”, „przemieniony w czułe serce skrzypiec”. Takiego widzenia nie mógł nauczyć się na zajęciach z homiletyki, raczej już – jak mówił z uśmiechem – podpowiedział mu Anioł Stróż. Czytając zaś takie wiersze, jak słynne Wyjaśnienie, niejeden z niechętnych Kościołowi czy księżom zainteresował się autorem:
Nie przyszedłem pana nawracać zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania […] po prostu usiądę przy panu i zwierzę swój sekret że ja, ksiądz wierzę panu Bogu jak dziecko
Końcowy fragment jednoznacznie wskazuje, że ksiądz wcale nie zrezygnował z tego, do czego powołał go sam Chrystus, nawracania, tylko realizuje je inaczej. Nie narusza wolności swego rozmówcy, po prostu – powtórzmy – „zwierza [mu] swój sekret”, że mimo iż jest księdzem, wierzy „Panu Bogu jak dziecko”. Charakterystyczny wydaje się ów dystans autora do kazań, które są szczególnie delikatnym elementem duszpasterskiej posługi; można nimi – jak w ogóle słowem – zarówno pozyskać słuchaczy, jak i łatwo ich zniechęcić. Stąd w wielu wczesnych wierszach ks. Twardowski o nich pisał, jak w tym „O kazanich”:
O jakże już nie znoszę wszystkich świętych kazań, mądrych, dobrych, podniosłych, pobożnych i słabych
cytat z Szekspira i Wyspiańskiego: „słowa, słowa, słowa”, stąd nie chciał, by jego posługa duszpasterska sprowadzała się jedynie do słów.
Żeby móc tak nareszcie uprościć, jedną miłość wybrać z wielu miłości, jedną przyjaźń najbardziej prawdziwą, z zim na łyżwach – tę jedną szczęśliwą, z psów kudłatych – najwierniejsze psisko, z prac doktorskich – jasną nade wszystko
To wiersz niejako programowy, wskazujący drogę do szczęśliwego życia blisko Boga, a więc i spełnionego do końca kapłaństwa i twórczości poetyckiej, w której najtrudniejszą sztuką, dla wielu nieosiągalną, jest właśnie prostota. Jednym z najbardziej ulubionych słów ks. Twardowskiego było „ubóstwo”, „ubogi”. Stworzył nawet swoistą etymologię tego słowa: „ubogi” to ktoś, kto nic nie posiada, bo wszystko ma „u Boga”. W jednym z wierszy napisał:
Daj nam ubóstwo lecz nie wyrzeczenie radość że można mieć niewiele rzeczy i że pieniądze mogą być jak świnie i daj nam czystość co nie jest ascezą tylko miłością – tak jak życie całe
Ksiądz, który modlił się, „żeby nie być taką czcigodną osobą / której podają parasol / wysyłają do Rzymu…”, w twórczości literackiej od „wierszy krzykliwych siebie pewnych” wolał „nieśmiałe i bose”, „przemilczane”, ale „łaski pełne”.
edt: /łb