Ludzie nie potrafią dzisiaj obejść się bez rzeczy, o których jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikomu nie śniło się, że będą w powszechnym użytku. Ostatnio, w ramach sondy na jednym z internetowych forów, 95% osób zadeklarowało, że nie wyobraża sobie życia bez: telefonu komórkowego, komputera i internetu, karty kredytowej czy telewizji. Czy potrafimy korzystać z owoców technologicznego postępu?
Życie codzienne współczesnego człowieka przesycone jest zdobyczami nowoczesnych technologii. Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, z jak wielu rozmaitych sprzętów, aparatów i urządzeń korzystamy na co dzień, a przecież są one nieodłącznym elementem poruszania się w świecie, towarzyszą przy wykonywaniu niemal każdej czynności. Niewątpliwie podnoszą one standard naszego życia, wyręczają w pracy, oszczędzając nasz wysiłek i czas. Technologiczne wynalazki stanowią przykład twórczego wykorzystania ludzkiej pomysłowości, są świadectwem postępu i rosnących możliwości nauki, która wciąż przesuwa granice tego, co niemożliwe. Były stwarzane i wprowadzane w życie po to, by uprościć i podnieść jakość ludzkiego życia. Potrafią świetnie spełniać swoją rolę, ich pomoc w codziennych zmaganiach jest czasem nie do przecenienia. Problem zaczyna się natomiast wtedy, gdy człowiek zapomina o ich służebnej roli i pozwala, by zaczęły dominować i wypaczać każdą sferę życia.
Charakterystyczne objawy niezdrowego podejścia do technologii to przede wszystkim: gromadzenie różnego rodzaju sprzętów w nadmiarze, ciągła żądza nowości, która popycha do kolejnych zakupów, brak dystansu i zanik umiejętności odróżniania tego, co ważne i potrzebne, od rzeczy drugorzędnych. Dajemy się skusić reklamom i kupujemy coraz to nowe urządzenia, odtwarzacze, sprzęty, pędzimy do sklepu po najnowsze modele, po modne, lecz jakże często bezużyteczne gadżety, o których producenci twierdzą, że „musimy je mieć”. Tymczasem po powrocie okazuje się, że w zasadzie nie wiemy, co zrobić z torbami pełnymi tych rewelacyjnych produktów. Pobawimy się nimi przez jakiś czas, a potem, znudzeni, rozglądamy się już za czymś innym. Kiedy tylko pojawia się nowsza wersja – stara ląduje w garażu czy piwnicy, bo nie jest nikomu potrzebna – po co nam przestarzały sprzęt? W Stanach Zjednoczonych znakomicie prosperują firmy wynajmujące magazyny do składowania tego rodzaju „dobytku”, bo Amerykanom brakuje już miejsca na przechowywanie takiej ilości rzeczy. Mimo to prawie każde amerykańskie dziecko ma w pokoju telewizor lub komputer oraz konsolę do gry, rodziców tymczasem pochłania kupowanie sprzętu ogrodniczego lub do gier na powietrzu, kina domowego, telefonów z tysiącem funkcji, czy też cudownych produktów z TV-marketu.
Coraz mniej powodów do wstawania zza biurka – grzałka zasilana przez kabel USB sprawia, że kawa zawsze jest gorąca
Bez trudu można dostrzec, jak znamienne w dzisiejszych czasach jest rosnące przywiązanie do materialnej strony egzystencji człowieka. Wskaźnikiem poziomu życia, miernikiem osobistych osiągnięć staje się zdolność do nabywania i gromadzenia dóbr, w tym także możliwość skorzystania z zaawansowanych technologii, na przykład przy urządzaniu i wyposażaniu domu. Nabyte przedmioty traktuje się często jako atrybuty, które określają naszą tożsamość (posiadam, więc jestem, trzeba się ze mną liczyć), świadczą o życiowym sukcesie i wysokiej pozycji społecznej. Mają nie tylko uprościć codzienne funkcjonowanie, zapewnić wygodę i komfort, dostarczyć rozrywki, ale i służyć jako sposób zapełnienia wewnętrznej pustki. Przeświadczenie, że technologiczne nowinki zaspokoją wszelkie potrzeby, rozwiążą problemy i potwierdzą czyjeś osiągnięcia i status, prowadzi od apoteozy technologii i wyolbrzymienia jej roli w codziennym życiu. Nieustanna pogoń za udoskonaleniami, zagubienie właściwej perspektywy i odniesienia, stanowi przejaw ewidentnego uzależnienia od technologii, świadczy też o zaniku duchowego wymiaru – wymiaru wartości.
Warto jeszcze wspomnieć, że ludzie wykorzystują zaawansowane technologie również do mocno dyskusyjnych celów, do niekoniecznie uzasadnionych ingerencji w naturę – od stosunkowo niewinnych form, takich jak stosowanie parafarmaceutyków mających odmłodzić, odchudzić czy zapewnić długowieczność, poprzez chirurgię plastyczną i żywność transgeniczną, aż do kontrowersyjnych eksperymentów z dziedziny inżynierii genetycznej. Są to problemy wielkiej wagi i zasługują na odrębną, głęboką analizę, na którą tym razem zabrakłoby miejsca.
Czy zaawansowane technologie zbliżają nas do siebie?
Trudno zaprzeczyć, że dzisiaj żyje się znacznie wygodniej niż choćby sto lat temu, nie mówiąc już o odległych epokach. Rozmaite urządzenia i akcesoria powstają właśnie w tym celu, by, najogólniej mówiąc, podnieść jakość życia i zapewnić nam więcej wolnego czasu, byśmy mogli poświęcić go na ważniejsze sprawy – na przykład na pielęgnowanie relacji z innymi. Telefon, faks, poczta email, komunikatory internetowe – to cała grupa urządzeń powszechnego już użytku, stworzonych szczególnie po to, by usprawnić komunikację między ludźmi. Symptomatyczne jednak jest to, że w dobie superszybkich elektronicznych rozwiązań najwięksi biznesmeni czy dyrektorzy potężnych koncernów pokonują tysiące kilometrów, odwiedzają inne kontynenty po to, by przed sfinalizowaniem ważnych kontraktów porozmawiać w cztery oczy, poznać przyszłego partnera biznesowego, bo wiedzą, że nic nie zastąpi tego bezpośredniego kontaktu, rozmowy w cztery oczy, uścisku ręki.
Na co dzień jednak wszyscy się gdzieś spieszą, mają coś do załatwienia, dlatego łatwiej jest wysłać smsa czy emeila, niż spotkać się z dawno nie widzianym przyjacielem, z rodziną. To wieczne roztargnienie i zabieganie sprawia, że wybieramy doraźne rozwiązania i przestajemy dostrzegać to, co naprawdę ważne i cenne, czemu należy się specjalna troska. Decydujemy się na życie w plątaninie kabli, podłączeni do Internetu, z telefonem przy uchu, zamiast poświęcić trochę uwagi relacjom z ludźmi, na którym nam zależy, zastanowić się, gdzie tak biegniemy i do czego dążymy. Przyjaciół, a nierzadko męża czy żonę poznaje się na portalach społecznościowych, dzieci chodzą z kluczem na szyi i najczęściej rozmawiają z rodzicami przez komórkę. Na Zachodzie coraz częściej się zdarza, że babcia ma kontakt z wnukami poprzez webkamerę, w której dziecko pomacha do niej rączką, bo rodzice nie mają czasu, by ją odwiedzić, chociaż mieszka dwie godziny jazdy stąd. A zatem jak to się dzieje, że w praktyce tego czasu mamy coraz mniej, a urządzenia, które miały nam zapewnić częstszy kontakt z bliskimi, często przyczyniają się do zniekształcenia kontaktów międzyludzkich, zaniku więzi, zatomizowania, a nawet izolacji niektórych jednostek? Jak wytłumaczyć ten paradoks?
Nie są one, rzecz jasna, złe same w sobie. Źródło problemu tkwi w niewłaściwym ich użytkowaniu, które z kolei wynika z niezrozumienia ich roli i miejsca w życiu człowieka – są to jedynie narzędzia służące mu do osiągnięcia określonych celów, mają charakter wyłącznie pomocniczy. Od nas zależy, jak je wykorzystamy – czy do wyższych celów, dla osiągnięcia jakiegoś dobra (wymiar aksjologiczny), lub też w celach czysto informacyjnych lub biznesowych (funkcja użytkowa), czy też do celów zupełnie innych – od pustej rozrywki do działań szkodliwych dla siebie i innych. Nowoczesne technologie winny pełnić funkcję służebną wobec człowieka, a więc i wobec humanistycznych wartości, jakie składają się na jego człowieczeństwo, powinny ubogacać, a nie degenerować. Naszym zadaniem jest czuwać nad zachowaniem odpowiednich proporcji i nadawać określony wymiar naszej relacji wobec technologicznych udogodnień. Tymczasem wielu ludzi pozwala na wymknięcie się sytuacji spod kontroli, zadowala się substytutami i wypaczonymi formami kontaktu z innymi, zaspokajając swoje społeczne potrzeby powierzchownymi wirtualnymi znajomościami. Ulega złudzeniu więzi, o której nie może być mowy, jeśli się spędza wszystkie wieczory samotnie przed ekranem komputera. Inni z kolei popadają w pracoholizm, na urlop zabierają służbową komórkę, do tego laptop i odtwarzacz DVD, i nie potrafią już odpoczywać bez elektronicznych akcesoriów.
Tymczasem to człowiek, w przeciwieństwie do rzeczy, ma prawo wyboru, ma możliwość oceny i wyznaczenia sobie określonych celów, ma możność czynienia tego, do czego został powołany – realizowania wartości, pomnażania w świecie dobra i przeciwdziałania złu.
Punktem wyjścia dla naszych działań i punktem odniesienia powinien być zawsze drugi człowiek. Emanuel Lévinas pisał o bezwarunkowym i odpowiedzialnym otwarciu się na twarz Innego. Martin Buber nawoływał, by odejść od egoistycznego monologowania i wejść w głęboki dialog z drugim człowiekiem, zobaczyć w nim osobę, a nie przedmiot i nawiązać z nim głęboką, autentyczną relację. Z kolei ks. prof. Józef Tischner, który tak pięknie przedstawił filozofię spotkania, pisał w dziele „Filozofia dramatu”: „Nie ma Ja bez Ty i Ty bez Ja. (…) Jesteś częścią dziejów mojego Ja, a ja jestem częścią dziejów twojego Ty. I poprzez siebie jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Tak rozwijamy nasz dramat – na dobre i na złe”.
Katarzyna Ćwik
Artykuł ukazał się w numerze 11/2008.