Niedzielą Chrztu Pańskiego kończy się liturgiczny okres Bożego Narodzenia, a powraca okres zwykły. Chociaż wydarzenie wcielenia i narodzenia Pana Jezusa od momentu chrztu Chrystusa dzieli aż trzydzieści lat, są one powiązane ze sobą ściśle przez fakt wypełniania się woli Boga wobec narodu wybranego i całej ludzkości. Oto zapowiadany Mesjasz zaczyna swoją trzyletnią działalność głoszenia Królestwa Bożego i wzywania do nawrócenia, i czyni to z wielką Mocą.
Jan Chrzciciel wyraźnie odcina się od spekulacji ludu, który snuje domysły, jakoby to on miał być Mesjaszem. Jan w swojej pokorze i w pełnym zawierzeniu Bogu stwierdza, że on chrzci tylko wodą, a nadchodzi Mocniejszy, który będzie chrzcił Duchem Świętym i ogniem.
Przyjąć postawę pokornego sługi, który pomimo wielkiego podziwu ze strony ludzi, nie wykorzystuje sytuacji i potrafi uznać nadchodzącego Mocniejszego, to nie lada sztuka. Każdy z nas w swoim życiu ma takie momenty, kiedy łatwo jest podpiąć siebie i swoje sukcesy pod zasługi innych osób. Ważne, żeby żyć w prawdzie i uznać, że ktoś jest lepszy od nas i to jemu zawdzięczamy własny rozwój, a nie zbierać pochwały i uznanie za coś, co zrobili inni.
Święto Chrztu Pańskiego to także doskonała okazja, aby wspomnieć swój własny chrzest i uświadomić sobie, co ten sakrament wniósł, dzięki naszym rodzicom i chrzestnym, w nasze życie. Oto poprzez chrzest zostaliśmy wyrwani z niewoli grzechu, zostaliśmy wszczepieni w Chrystusa i Jego Kościół, a także staliśmy się dziećmi Boga. Usłyszeliśmy słowa Boga, które rozległy się nad wodami Jordanu, kiedy Jezus przyjmował od Jana chrzest – "To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie".
Każdy z nas w Chrystusie jest synem umiłowanym, czy też córką umiłowaną, i to w nas Bóg ma upodobanie. Warto pomedytować w tę szczególną niedzielę nad tą prawdą i wzbogacić swoją duchowość o przeżywanie relacji Bóg–człowiek, jako relacji Ojciec–dziecko, w której Jezus jest naszym bratem, a Duch Święty prawdziwym ogniem miłości w tych relacjach.
/ab