Jezus jest Królem. Mówi o tym wyraźnie, odpowiadając na pytanie Piłata. Co prawda zaznacza, że Jego Królestwo nie jest z tego świata, ale nie ucieka przed taką tytulaturą. Przepowiadając Dobrą Nowinę współczesnym ludziom, może warto byłoby nazywać Jezusa nie królem, ale prezydentem? Wszak większość współczesnych państw ma władzę wybieraną w demokratycznych wyborach. No niekoniecznie.
Tylko kilka państw na świecie ma monarchów absolutnych, reszta monarchii to tylko fasadowe, tradycyjne formy panowania – nie dają żadnej konkretnej władzy. Pełnią funkcje reprezentacyjne. Zatem mogłoby się wydawać, że dla lepszego zobrazowania władzy Chrystusa należałoby zaniechać używania w stosunku do Jezusa tytułu Król, a zamiast tego nazwać go Prezydentem. Tak jednak nie jest.
Panowanie Jezusa nie zależy od ludzkich decyzji. Nikt Jezusa nie wybrał w demokratycznych wyborach. Jego władza nie ma ludzkiego nadania i to nawet nie dlatego, że Jego Królestwo, nie będąc z tego świata, ma charakter duchowy i nadprzyrodzony, ale przede wszystkim dlatego, że owa władza wynika z samej Jego natury jako Syna Bożego – Pana całego wszechświata.
Współczesna władza ma charakter wybieralny przez większość obywateli. Taka władza ustanawia różne prawa również na zasadzie większości. Może decydować w ten sposób o tym, co jest dozwolone, a co jest zakazane. W Królestwie Bożym prawd wiary się nie przegłosowuje. Nie decydujemy, co jest dobre, a co złe. Dla nas chrześcijan o tym decyduje Bóg, który określił przykazania. Nie głosujemy, które z nich obowiązują, a które nie.
Dlatego Jezus nie jest prezydentem, ale Królem decydującym o prawach Jego Królestwa i wzywa nas do ich respektowania we wszystkich okolicznościach naszego życia. My zaś nie decydujemy o tym, co jest prawdą, ale odkrywamy prawdę w Jezusie, który daje świadectwo prawdzie, bo On sam jest Prawdą.
/ab