Kuba to jeden z pięciu krajów komunistycznych we współczesnym świecie. Tamtejszy Kościół katolicki, kiedyś zakazany i niszczony, dzisiaj jest „mały, ubogi, bezbronny, ale bliski każdemu, z wielkim powołaniem do służby”, to „Kościół, który jest jak rodzina”, jak opisuje go ks. Ariel Suárez Járegui, proboszcz parafii Matki Bożej Miłosierdzia w Hawanie, zastępca sekretarza Konferencji Biskupów Katolickich Kuby, odpowiedzialny również za ekumenizm.
Ofiarne świadectwo
Kościół katolicki jest jedyną instytucją, która funkcjonuje na wyspie nieprzerwanie od momentu przybycia Hiszpanów w 1492 roku. Jego sytuacja była stabilna aż do czasu rewolucji Fidela Castro, kiedy w 1961 roku ogromna większość kapłanów, braci i sióstr zakonnych wyjechała lub została zmuszona do opuszczenia kraju. Budynki kościołów, a także katolickich szkół czy ośrodków zostały przejęte i zmienione na magazyny, biura i szkoły państwowe. Katolicyzm został zakazany, a wierni byli inwigilowani i zastraszani. Starsi ludzie, którzy pamiętają jeszcze tamte czasy, wspominają, że w niebezpieczeństwie znaleźć się mógł ktoś, kto nawet westchnął „Dzięki Bogu!” – o noszeniu krzyżyka, przeżegnaniu się przed posiłkiem czy modlitwie rodzinnej nie wspominając. Nie można było obchodzić katolickich świąt. Taka sytuacja utrzymywała się do lat dziewięćdziwsiątych, kiedy na wyspę ponownie przyjechali misjonarze. Jeszcze więcej zmieniła wizyta Jana Pawła II w 1998 roku, dzięki której Kubańczycy mogli znowu świętować Boże Narodzenie. Wielki Piątek jako dzień wolny od pracy to dopiero efekt wizyty Benedykta XVI w 2012 roku.
Jak tłumaczy ks. Ariel Suárez Járegui, który pełni funkcję zastępcy sekretarza Konferencji Biskupów Katolickich Kuby: „Wielu ludzi na Kubie, którzy znają i kochają Chrystusa, poznało Go poprzez nauczanie, głoszenie oraz ofiarne i hojne świadectwo kubańskich katolików. Kuba ma duży odsetek wierzących, ludzi, którzy identyfikują się z jakąś religią. Liczba tych, którzy żyją wiarą w Kościele katolickim, jest bardzo mała, choć wzrasta podczas obchodów Święta Matki Bożej Miłosierdzia, Bożego Narodzenia i Niedzieli Palmowej”.
Konfuzja z santeríą
Jeżeli jest duży odsetek wierzących, ale mało katolików, to w co wierzą Kubańczycy? Dużą popularnością na wyspie cieszy się synkretyczna religia afrokubańska santería, która swoją popularność zdobyła wśród niewolników w czasach, gdy Kuba była hiszpańską kolonią. Sprowadzeni z Afryki ludzie chcieli wyznawać swoją plemienną religię, jednak Hiszpanie narzucali im wiarę katolicką. Ci więc „ukryli” swoje bóstwa (orishas) pod wizerunkami katolickich świętych – Matki Bożej, św. Barbary, Łazarza z ewangelicznej przypowieści, Antoniego z Padwy... Santería to religia, której elementami są składanie ofiar ze zwierząt i owoców, voodoo oraz przysięgi (np. jak bożek da mi to, o co proszę, to pójdę boso do jego sanktuarium). Wiele osób, nawet tych pobożnie praktykujących religię katolicką, ma braki w wiedzy i problemy z rozróżnieniem, które obrzędy, zwyczaje czy wierzenia są stricte katolickie, a które są elementem santeríi. Trzeba sobie zdawać sprawę, że stan wiedzy religijnej Kubańczyków jest opłakany. Można tam spotkać osoby, które nie wiedzą nawet, że istnieje ktoś taki jak Jezus. Wszyscy jednak znają i kochają Virgencitę – jak nazywają zdrobniale Matkę Bożą Miłosierdzia, patronkę Kuby.
„Wiara Kubańczyków jest bardzo zróżnicowana. Jest tu wiele religijnych osób, ale wiara to znacznie więcej niż praktykowanie religii. Są tu ludzie o silnej i zaangażowanej wierze. Obecność Kościoła na Kubie nie byłaby dziś możliwa bez świadectwa tych, którzy w bardzo trudnych latach zachowali i przekazali wiarę” – podkreśla ks. Ariel. Zapytany, czy problem konfuzji katolicyzmu z santeríą można jakoś rozwiązać, wyjaśnia: „Nie jestem pewien, czy można go «rozwiązać»… Wierzę, że możemy, i w rzeczywistości to właśnie robimy: przyjmujemy, ewangelizujemy, wyjaśniamy, łączymy... a resztą zajmuje się Duch Święty, który jako jedyny może wejść do ludzkich serc, które nasza wolność otwiera lub zamyka na Łaskę. Z drugiej strony, w każdej pracy ewangelizacyjnej potrzebne są cierpliwość i czas, aby ziarno wykiełkowało i przyniosło owoce. Ci, którzy praktykują santeríę, często przychodzą do naszych świątyń, proszą o błogosławieństwo, szanują i doceniają Eucharystię i kapłana, kochają Maryję i świętych, znają znaczenie katolickiego chrztu. Wszystkie te elementy są «zmieszane» z rzeczami, które nie należą do treści wiary katolickiej. Ale z pewnością sprzyjają one ostatecznemu nawróceniu i przylgnięciu do Jezusa Chrystusa. Powtarzam: tutaj musi działać Duch Święty”.
Oblicza emigracji
Kościół na Kubie stoi przed wieloma wyzwaniami i nie należą do nich wyłącznie trudności duszpasterskie związane z synkretyzmem religijnym czy nieprzyjazny Kościołowi ustrój panujący w kraju od ponad sześćdziesiąt lat. Na całym świecie, również w Polsce, słyszy się o kryzysie powołań kapłańskich i zakonnych, jednak na Kubie ten problem ma dodatkowe podłoże, jakim jest masowa emigracja. Boryka się z nią cała wyspa, a zjawisko to nie omija również kapłanów. Oprócz zwykłych zmartwień i obciążeń wynikających z pracy duszpasterza, posługujący na Kubie księża muszą martwić się o codzienne zaspokajanie podstawowych potrzeb, zarówno swoich, jak i parafian zwracających się do nich o pomoc. Wiele osób, także duchownych, najzwyczajniej nie wytrzymuje życia w kraju, w którym brakuje podstawowych produktów spożywczych lub higienicznych.
Emigracja ma jeszcze inne oblicze. Nie każdy chętny ma możliwość wyjechania z kraju, a marzą o tym praktycznie wszyscy, szczególnie młodzi ludzie. Odpowiedzialni za formację w seminariach czy zakonach mają przed sobą niezwykle trudne zadanie ocenienia, czy zgłaszająca się do nich osoba faktycznie ma powołanie, czy tylko szuka sposobu, aby opuścić wyspę. Nie jest to nieuzasadniony niepokój, było bowiem wiele przypadków, kiedy ktoś, nawet po odbyciu kilkuletniej formacji na Kubie, wysłany na święcenia lub dalsze kształcenie za granicę, znikał, gdy tylko stawiał stopę na lotnisku.
Tu nie ma wiernych z przypadku
Wśród innych trudności, z jakimi boryka się Kościół na Kubie, ks. Ariel wymienia konsekwencje degradacji życia małżeńskiego i rodzinnego oraz wyzwania opieki duszpasterskiej nad osobami starszymi, najuboższymi i najbardziej potrzebującymi. Nie jest jednak tak, że brakuje pozytywów. Co proboszcz hawańskiej parafii określa jako mocne strony kubańskiej wspólnoty Kościoła? „Życie wspólnotowe utkane z braterstwa, prostoty i miłości. Bliskość z ludźmi. Komunia między biskupami, kapłanami, zakonnikami i świeckimi. Wyraźne powołanie do służby wszystkim, bez wykluczania. Zaufanie Opatrzności Bożej. Nabożeństwo do Matki Bożej Miłosierdzia. Wszystko to czyni Kościół wiarygodnym pośród kubańskiego społeczeństwa” – wymienia kapłan. Kubańscy katolicy to osoby szczerze wierzące, w kościele w niedzielę nie ma nikogo z przypadku, nie ma uczęszczających na mszę „z przyzwyczajenia”. Jest to więc Kościół młody (również w znaczeniu demograficznym), energiczny oraz pełen pasji i zapału do tego, aby dzielić się tą odrobiną, którą posiada, do zgłębiania wiedzy teologicznej, do dawania świadectwa na ulicach (na co nadal nie zawsze jest zgoda władz).
Kuba jest krajem dosyć odciętym od świata. Kanałów telewizyjnych nie ma zbyt wiele, dostęp do informacji jest ograniczony, a same informacje filtrowane. Internet w telefonach komórkowych pojawił się na wyspie dopiero w 2019 roku i ze względów ekonomicznych dostępny jest dla nielicznych. Tym ważniejsza dla kubańskich katolików jest jedność z Kościołem powszechnym, przeżywanie swojej wiary w łączności ze Stolicą Piotrową. Ks. Ariel odpowiada: „My, Kubańczycy, wiemy, że papież nas kocha, a my kochamy papieża. Jest to znak, ale nie jedyny. Nasz Kościół nie jest samowystarczalny, jeśli chodzi o wielkie dzieła i projekty. Otrzymujemy pomoc od braci i sióstr z innych Kościołów w Europie, USA, a także dzięki obecności misjonarzy z niezliczonych krajów, którzy przyjeżdżają do nas pracować i ewangelizować razem z nami. Wszystkie te gesty, które tak bardzo doceniamy i za które jesteśmy wdzięczni, sprawiają, że czujemy się częścią wielkiej rodziny na całym świecie, zwanej Kościołem katolickim”.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 4/2024
Fotografie w galerii: Aleksandra Bilicka oraz archiwum ks. Ariela Suáreza Járegui
/ab