Kiedy w połowie IX wieku na Wschodzie gasły ostatnie głosy przeciwników sztuki kościelnej w jej wydaniu ortodoksyjnym, na Zachodzie powstawało silne państwo morawskie, pierwszy udokumentowany twór polityczny Słowian. Na jego czele stawał książę Rościsław, zależny od państwa wschodnio-frankijskiego z Ludwikiem Niemcem na tronie, ale silny i dążący do pełnej niezależności. Ten to książę w roku 862 r. "przez Boga natchniony" zwrócił się do cesarza bizantyjskiego Michała o przysłanie odpowiednio przygotowanych do chrystianizacji jego kraju misjonarzy. Ponieważ Morawianie podlegali rozlicznym wpływom polityczno-religijnym, zależało Rościsławowi na duchownych obeznanych z warunkami pracy wśród ludu słowiańskiego, już nawróconego, a nieugruntowanego w wierze. Słowianie tzw. grupy południowej szybciej zetknęli się z religią Chrystusową niż ich północni sąsiedzi, chociażby ze względu na dogodniejsze dla kontaktów handlowo-kulturalnych położenie geograficzne. Rościsław, nie wskórawszy podobno wcześniej niczego u papieża, zwrócił się tymi słowy do cesarza: "Dla ludzi naszych, którzy wyrzekli się pogaństwa i trzymają się zakonu chrześcijańskiego nie mamy nauczyciela takiego, który by w naszym własnym języku prawdziwą wiarę chrześcijańską wykładał, aby się i inne kraje, widząc to, do nas upodabniały." (Żywot Konstantyna, opr. T.Lehr-Spławiński, Warszawa 1988,XIV,3s.86 n.)
Cesarz pragnąc zadośćuczynić prośbie wysyła na misje Konstantyna i Metodego, braci pochodzących z Solunia, dziś zwanego Salonikami. Byli więc Grekami. Postaci to nad wyraz ciekawe, barwne, skupiające w swoich osobowościach rysy własnej epoki, a jednocześnie przekraczające ją wielkością charakteru i oryginalnością życia. Rościsław musiał słyszeć już o nich niejedno, skoro wbrew zwyczajom misyjnym tamtego okresu prosił o znawców języka i obyczaju słowiańskiego, szanujących miejscowe prawa zwyczajowe. Jeśli książę zwracał się do cesarza, w którego granicach i jurysdykcji przebywali bracia soluńscy, to musiało mu zależeć na przysłaniu tylko ich samych. Rościsław bowiem daleki był od wyszukanej politycznej dyplomacji z Bizancjum.
Od apostolstwa Moraw zaczyna się szczytowy okres działalności Konstantyna i Metodego, któremu zawdzięczają oni tytuł Apostołów Słowian. Jednak, jak się już rzekło, mieli oni za sobą ciężką pracę na niejednej obcej ziemi, konflikty z niejedną władzą świecką i duchowną, słowem, czuli się świetnie przygotowani do pójścia między Słowian. Obaj pochodzili z terenu obcego kulturowo światu zachodniemu. Chociaż wychowali się częściowo pośród Słowian, którzy zamieszkiwali okolice Soluni, jednak zarówno przez związki rodzinne, jak i wykształcenie tkwili bardzo mocno w kulturze Bizancjum. Ojciec, "mąż z dobrego rodu i bogaty" pełnił wysoką funkcję wojskową w swojej prowincji. (Ż.K., II,1, s.54). Metody następnie idąc w ślady ojca robił karierę jako namiestnik cesarski w jednej z prowincji, natomiast Konstanty, ukochawszy od dzieciństwa naukę i zdobywszy w Carogrodzie wyższe wykształcenie odpowiadające przeciętnemu zakresowi nauczania w Bizancjum, oddał się pracy w bibliotece patriarchy tego miasta. Znał więc Konstanty dobrze Homera i "wszystkie nauki filozoficzne/.../nadto zaś inne sztuki helleńskie" (Ż.K., IV,2, s.57), a jednak jego umysłowość nigdy nie przesiąkła duchem filozofowania charakterystycznego dla Wschodniego Kościoła. I to jest jeden z paradoksów tej osobowości. Chociaż w tradycji Kościoła znany jest jako "Filozof, mistrz i nauczyciel" (tamże, II,2, s.54), o naturze kontemplacyjno-myślicielskiej w przeciwieństwie do swego zawsze aktywnego misyjnego towarzysza, to jednak trudno oprzeć się wrażeniu o realizmie jego dociekań, których cel zawsze leżał w nawracaniu nowych dusz. Z Żywotu Konstantyna, spisanego tuż po jego śmierci przez wiernych uczniów, a więc bardzo prawdomównego, znamy kilka przykładów dysput filozoficznych tego wielkiego umysłu, które zawsze kończyły się pokonaniem błędu heretyckiego lub pogaństwa. I tak oto Konstantyn wdał się w długą argumentację w odpowiedzi na błędy obrazoburcze ostatniego patriarchy heretyckiego Jana, który "przeciw temu nie mogąc wysunąć żadnego zarzutu, /.../ zamilkł zawstydzony" (Ż.K. V,24, s.61). Gdzie indziej źródło notuje bardzo szczegółowo spotkanie z Arabami, odrzucającymi wiarę w Trójcę Świętą (tamże, VI,1-58, s.63 nn). Obaj bracia działali zgodnie z poleceniami Ojca Świętego, w razie sporów jego traktowali jako instancję rozstrzygającą. Wyraźnie dystansowali, wbrew przyjętym prawom epoki, zwierzchnictwo cesarza nad sobą. Na rodzinnych Bałkanach dążyli obaj do rozszerzenia wpływu Kościoła z Ojcem Świętym na czele. Pracowali więc usilnie nad stworzeniem nowego obrządku liturgicznego uwzględniającego język słowiańskich mieszkańców. W tym celu Konstanty opracował nowy alfabet będący przekładnią dźwięków słowiańskich na pismo greckie. System ten zwany głagolicą (głagol - dźwięk) zabrał następnie ze sobą na Morawy. Nie jest to rozpowszechniona później cyrylica, ponieważ twórcą tamtej był zupełnie inny mnich, uczeń św. Cyryla, pracujący nad ulepszeniem alfabetu słowiańskiego.
Obaj bracia żywo interesowali się i jako pierwsi objęli działalnością misjonarską wszystkie ludy zamieszkujące na wschód od władztwa frankijskiego. Terytoria te zamieszkiwali głównie Słowianie. Ich praojczyzną było prawdopodobnie dorzecze Prypeci i Dniepru, choć nikt nie umie udowodnić do końca tej tezy. Na znanych nam historycznych terenach Europy środkowo-wschodniej i południowej musieli osiąść najpóźniej w VI w. n.e., ale pojawiają się już w historii późnego cesarstwa rzymskiego i u progu dziejów Bizancjum. Zorganizowani w plemiona i rody okazali się ludem bardzo spokojnym i niezagrażającym istnieniu porządku w Europie. Chociaż prawa plemienne charakteryzowały się bezwzględnością względem członków poszczególnych rodów, jednak Słowianie podatni byli na wpływy cywilizacyjne łacińskiego Zachodu. Najczęściej pod wpływem obcego naporu szybko organizowali się w państewka. Najwcześniej uczynili to Bułgarzy, a następnie właśnie Morawianie, zaś ich na wpół mitycznym pierwszym władcą miał być niejaki Mojmir. Ten lud, tak odmienny od chrystianizowanych do VIII w. Germanów, stanowił dla Kościoła trudny, ale zachęcający materiał misjonarski.
Jurysdykcję duchowną nad obszarem Moraw sprawowali biskupi bawarscy. Przesądzało to o nieusuwalności wpływów politycznych spadkobierców Ludwika Niemieckiego we władztwie Rościsława. W ówczesnej sytuacji polityczno-religijnej ograniczało to również decyzyjność papieża względem nowych nabytków chrześcijańskich, gdyż episkopat niemiecki chętniej kontaktował się ze światem bizantyńskim niż z Rzymem, utrudniając przepływ informacji i działań ze Stolicy Św. Piotra. Misja Konstantyna i Metodego była więc na rękę zarówno księciu morawskiemu, jak i Hadrianowi II. Niechętni Bizancjum, a wpisani w jego strukturę kościelną, obaj bracia reprezentowali nowe, a przecież pożądane przez papieża i Rościsława metody misjonarskie. Posługiwali się znajomym słowiańskim językiem, a przy tym przekonywali zawsze językiem teologicznym, nie przywołując na pomoc środków politycznych. Szczególnie Konstanty zasłynął ze swoich poliglotycznych umiejętności. Przetłumaczył natychmiast z łaciny Ewangelie, Psałterz, Dzieje Apostolskie oraz niektóre najpotrzebniejsze teksty liturgiczne. Cesarz Michał tak o tym pisał do Rościsława: "Bóg, który pragnie, aby każdy [człowiek] zdobywał zrozumienie prawdy/.../uczynił teraz za dni naszych [zadość prośbie twojej], objawiwszy litery dla języka waszego, których dotąd wcale nie było z wyjątkiem lat początkowych, abyście i wy znaleźli się w liczbie narodów, które chwalą Boga własnym językiem".(Ż.K., XIV,16, s.88) Niestety postępowanie to szybko osądzone zostało jako herezja. Episkopat bawarski, dostrzegając ograniczenie ich roli w państwie Rościsława, słusznie obawiał się oderwania jurysdykcyjnego Moraw. Nie rozumieli nowej liturgii i języka obcych sobie plemion. Zgłosili więc do papieża domniemane błędy braci soluńskich. Ich zarzuty zostały jednak odrzucone i Hadrian II potwierdził zasadność stosowania obrządku słowiańskiego, jak też wyświęcił Metodego na arcybiskupa Sirmium, wskrzeszając tym samym nieistniejącą od czasów wędrówek ludów diecezję panońską. Papież ten był wyjątkowo przychylny obu misjonarzom. Dostrzegał w nich nieocenioną siłę w walce z wpływami cesarskimi Bizancjum, mimo iż to godziło w interesy niemieckie, które od śmierci Ludwika Pobożnego, syna Karola Wielkiego, i wyodrębnienia się części wschodnio-frankijskiej ciążyły bardzo niebezpiecznie w stronę Konstantynopola. W okresie późniejszym, kiedy powstanie Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego w X w., Europie przyjdzie się borykać z prawdziwym problemem bizantyjskich zapędów dominacyjnych cesarzy z dynastii saskiej. W nich leży być może źródło odmienności cywilizacyjnej narodu niemieckiego, która to teza pojawiła się jeszcze przed II wojną światową. (Feliks Koneczny)
Zanim jednak Metody udał się na swoją nową placówkę, musiał rozstać się ze swoim towarzyszem, który zmarł w Rzymie, a przywdziawszy wcześniej "szaty mnisze i złożywszy śluby zakonne przyjął imię Cyryla". (Ż.K., XVIII,5, s.98.) Pod tym imieniem czczony też jest w całym Kościele. Metody jednak miał przed sobą jeszcze długie boje o utrwalenie owoców pracy ich obu. Właściwie dopiero jemu zawdzięczamy wielki rozmach, jakiego nabrała misja po 869 r. W Panonii Metody dokończył dzieła tłumaczenia Pisma Świętego, przełożył też na głagolicę pisma Ojców Kościoła. W ten sposób Słowianie posiadali już pełny kanon pism liturgiczno - teologicznych.
Praca biskupa sirmijskiego spotkała się jednak ponownie z wielkim oporem episkopatu niemieckiego, który tym razem liczył na przychylność i zrozumienie sprawy przez nowego papieża Jana VIII. Zwabiono więc i uwięziono Metodego w Bawarii. Był to rok 870, a więc raptem kilkanaście miesięcy po wyświęceniu misjonarza na stolicę biskupią. Jan VII przyjął początkowo postawę kompromisową, wahając się co do faktycznych jurysdykcji papieskich w Sirmium. Świadczy to, jak bardzo zależny był od Kościoła frankijskiego, oraz jak bardzo Kościołowi temu zależało na utrzymaniu własnych prerogatyw nawet kosztem dobra mieszkańców Panonii. Sam Metody miał w odpowiedzi na zarzut ignorancji jurysdykcyjnej bronić się w ten sposób: "W istocie jeśli wy powodowani pychą i chciwością poza dawne granice wychodzicie wbrew prawu [kościelnemu], zabraniając nauczania [słowa] Bożego, strzeżcie się, abyście chcąc górę żelazną kościanym ciemieniem przebić, mózgu waszego nie wylali" (Żywot Metodego, opr. T.Lehr-Spławiński, IX,3, s.110.). Konflikt został jednak szybko zażegnany, gdyż ponownie papież opowiedział się po stronie misjonarza. Mimo to pozostało przykre wspomnienie zajścia, które miało wpłynąć w przyszłości na zmianę stanowiska Jana VIII. Póki co Metody wrócił do swoich i udał się wkrótce z polecenia Ojca Świętego na Morawy, gdzie po śmierci Rościsława na tronie zasiadł Świętopełk, najpotężniejszy władca Państwa Wielkomorawskiego. Ów "oddał mu wszystkie kościoły i duchownych we wszystkich miastach" (tamże, X,7, s.111). Posiadanie własnego metropolity nadawało Świętopełkowi szczególną rangę wśród władców Europy. Stawiało go na równi z królami frankijskimi. Nazwany przez papieża unicus filius otrzymywał własne miejsce w tzw. "rodzinie królów". Dlatego właśnie pobyt misjonarzy słowiańskich tak bardzo był mu na rękę i dlatego dał się wciągnąć w politykę antybizantyjską Jana VIII.
Ta niezbyt długotrwała przyjaźń nowego księcia przyczyniła się w znacznym stopniu do sukcesów Metodego nie tylko na Morawach, ale i w Bułgarii, na Śląsku, dokąd dotarli jego uczniowie, a także w Czechach. Wielce prawdopodobne, że ten apostoł Słowian nawrócił księcia czeskiego Borzywoja, oraz jego żonę św. Ludmiłę. Istnieje teza, jakoby uczniowie Metodego mieli ochrzcić nawet naszego legendarnego Kraka, który ukrywa się być może pod określeniem "Księcia pogańskiego /.../ siedzącego na Wiśle" (tamże, XI,2, s.111). Jeśli do tego zanalizować legendę o Popielu, który nie przyjął Aniołów Bożych pod swój dach, a trafili oni w końcu do domu Piasta i tam wzięli pod opiekę jego dzieci, przez co rozpoczęły one panowanie wśród późniejszych Polan, to otrzymamy pełny obraz pracy kapłanów wyświęcanych przez Metodego. Z ich rąk przyszła Polska otrzymała pierwszą naukę chrześcijańską, a więc datę chrztu naszych przodków należałoby cofnąć conajmniej o 100 lat. Akcja misyjna Metodego nabrała takiego rozmachu, że wkrótce obrządek słowiański, a wraz z nim wpływy papieża poczęły sięgać od Wisły po Dunaj.
Niestety już za życia świętego biskupa rozgorzały ponownie dyskusje, co do słuszności popierania jego działań. Mimo wielkich owoców jego pracy misyjnej, zaczęto się obawiać w kołach papieskich zbyt nowatorskich metod oddziaływania na lud. Nie docenił ich też sam Świętopełk, który pod koniec panowania wycofał swe poparcie dla Metodego. Wprawdzie misjonarzowi udało się jeszcze nawrócić księcia węgierskiego, lecz wkrótce zmarł i, jak pisze jego żywociarz, "zamknąwszy usta wielomównym (oszczercom), dopełnił swego powołania" (Ż.M., XVII,1, s.114).
Po jego śmierci nowy papież Stefan V cofnął pozwolenie na odprawianie nabożeństw wedle rytu słowiańskiego, a książę morawski uwięził i zatracił wszystkich uczniów i kapłanów pozostawionych przez św. Metodego. Owoce ich pracy trwały jeszcze bardzo długo - w Polsce być może aż do XVI w. Na wybrzeżach Adriatyku istnieją do dziś enklawy Kościoła posługujące się obrządkiem słowiańskim. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że w sensie namacalnych skutków polityczno-religijnych akcja świętych misjonarzy poniosła klęskę.
Autorzy hagiografii, uczniowie Metodego, dopatrują się w tym działania szatana, "wroga od początku zazdrosnego, przeklętego diabła" (Ż.M., XV,5, s.89). Jeśli uwierzymy w odwieczne zmaganie się sił dobra i zła w ludzkiej historii, to musimy przyznać im rację. Jednak w doświadczeniu historycznym jest też miejsce na politykę. Dlaczego wczesnośredniowieczni następcy św. Piotra nie zaufali argumentacji św. Cyryla, wedle której każde plemię ma prawo modlić się w swoim własnym języku? Dlaczego tradycja metodiańska mogła odżyć pod koniec XIX wieku? Dlaczego w końcu zostali ogłoszeni przez Jana Pawła II patronami Europy, choć dążyli do "unarodowienia" Kościoła?
W Kościele Wieków Średnich silna była idea jedności, którą utożsamiała jednolitość stosowanego w liturgii języka. Tak pojmowano rolę łaciny aż do naszych czasów i doprawdy trudno czasem nie przyznać racji jej obrońcom, gdy się znajdziemy w obcym kraju i poczujemy obco wśród niezrozumiałych fragmentów mszy. Być może miał to na względzie Stefan V, który zaczął obserwować zbyt dynamiczny rozwój liturgii słowiańskiej. Sam przecież niewiele mógł z niej zrozumieć. Wielce jednak prawdopodobne, że uległ wpływom episkopatu niemieckiego i to zaważyło na jego decyzji. A jednak życie Cyryla i Metodego owocuje do dzisiaj, nie tylko wśród potomków Słowian. Jako Grecy wskazywali, jak dobrze rozumieć niegrecką kulturę, jak trwać przy decyzjach Ojca Świętego pomimo przeciwności. W ten sposób utorowali drogę do prawdziwej jedności Europy katolickiej: jedności w posłuszeństwie i zrozumieniu bez odstępowania od zasad wiary.