
W cieniu emocjonujących globalnych wydarzeń politycznych niknie szersze spojrzenie socjologiczne na obecną rzeczywistość, które z zasady domaga się naukowego dystansu i chłodnej oceny. Warto zatem powrócić do fenomenu pokolenia Z, który gościł już na tych łamach (czytaj tutaj).
Generacja urodzonych po 1995 r., a w Polsce można przyjąć że po 1990 r., charakteryzuje się dużą wrażliwością i delikatnością. Zarzuca się jej przedstawicielom naiwną wiarę w skuteczność rozmaitych psychoterapii oraz programów motywacyjnych, co przejawiać się ma w częstym korzystaniu z usług rozmaitych doradców oraz trenerów personalnych. Z drugiej strony ciągle słyszy się o nowych chorobach oraz przypadłościach ery technologicznej, takich jak upowszechnienie się depresji, wypalenie zawodowe, przebodźcowanie, rozmaite dysfunkcje w przypadku dzieci i młodzieży szkolnej (np. ADHD, czy zespół Aspergera). Przyjmuje się tezę, że pokolenie Z w Polsce, to pierwsze pokolenie dorastające w dobrobycie, pozbawione traumy wojennej oraz związanej z nią niepewności jutra. To pokolenie, które nie doświadczyło także sytuacji masowego bezrobocia, charakterystycznego dla czasów transformacji ustrojowej i wdrażania planu Balcerowicza. W myśl poglądów Alexisa de Tocqueville można uznać, iż po zaspokojeniu potrzeb materialnych i uzyskaniu względnego dobrobytu, rośnie potrzeba dowartościowania społecznego w postaci odczuwalnego prestiżu.
We wspomnianych powyżej pierwszych, siermiężnych latach transformacji ustrojowej wyodrębniła się grupa beneficjentów przemian w postaci tzw. nowobogackich, posiadających już spore zasoby środków pieniężnych oraz rzeczy materialnych, którzy jednak nadal byli postrzegani, jako pozbawieni kultury parweniusze. Polską specyfiką jest, pojmowana niekiedy w swoisty sposób, misja inteligencji stanowiącej kontynuację tradycji szlacheckich. Inteligencja w Polsce miała (i często nadal posiada) poczucie misji oświecania tzw. „ciemnego ludu”. Można zatem uznać, że stąd też płynie dążenie do osiągnięcia wyższego statusu społecznego w postaci zdobycia uniwersyteckiego wykształcenia. W Polsce nadal wysokim prestiżem cieszy się stanowisko profesora akademickiego. Lata transformacji, to eksplozja wielu prywatnych szkół wyższych oferujących dyplom ukończenia wyższych studiów za stosunkowo niewielkie starania. Czasem wystarczyło tylko zapłacić, aby otrzymać dyplom. Doprowadziło to do ogromnej dewaluacji wykształcenia akademickiego oraz tytułów naukowych. Otwarcie rynku pracy na kraje starej Unii Europejskiej wchłonęło krajowe bezrobocie, powodując na miejscu brak fachowców posiadających praktyczne umiejętności (np. hydraulików czy ślusarzy) i pozostawiając po sobie nadmiar sfrustrowanych politologów i kulturoznawców. Powstała równocześnie presja, aby w nowym międzynarodowym ładzie korporacyjnym robić kariery w ramach wyścigu szczurów. Wymagało to zarówno doświadczenia, obycia w świecie jak i wyspecjalizowanych umiejętności. Stąd też nacisk, aby dzieci od najmłodszych lat uczyły się języków, uprawiały sport i rozwijały zainteresowania, często narzucane przez rodziców. Zabawy na podwórkach uznaje się raczej za charakterystyczne dla marginesu społecznego. Stąd, jeśli coś w tym przyspieszonym awansie nie wychodzi, to trzeba sięgnąć po terapię, którą traktuje się jak panaceum. A zatem czy pokolenie Z nie ulega presji stworzonej przez kompleksy charakterystyczne dla poprzednich pokoleń?
Uznać można, że Z to pokolenie sprzeciwu wobec paradygmatu nieustannej produktywności, charakterystycznej dla początków transformacji ustrojowej. Dzięki wysiłkowi fizycznemu, ciężkiej pracy oraz głowie do interesów, niekiedy dokonywanych na krawędzi legalności i moralności, udało się wytworzyć w Polsce względny dobrobyt, nieco kulawą, ale jednak działającą, gospodarkę rynkową, oraz bardzo kulejącą demokrację, charakteryzującą się bardzo niską kulturą polityczną. Bezmyślne zapatrzenie w model amerykański oraz kopiowanie wzorów charakterystycznych dla kultury indywidualistycznej spowodował ogromną atomizację społeczeństwa i trudne do zasypania podziały. W drugiej dekadzie XXI w. nałożyła się na to ogromna polaryzacja polityczna i popularność postaw antysystemowych i populistycznych. Uświadomienie sobie destruktywnego wpływu na społeczeństwo wyżej zarysowanych zjawisk doprowadziło do głębszej refleksji nad istnieniem wspólnoty. Chociaż istnieją rozmaite kluby oraz stowarzyszenia propagujące postawę republikańską, w postaci prób jednoczenia społeczeństwa wokół wartości podstawowych, to mimo wszystko przeważa postawa indywidualizmu i niechęci do budowania społeczeństwa obywatelskiego, które socjologia stawia za wzór nowoczesnego, świadomego swej misji, społeczeństwa.Dodatkowo, czas rządów Prawa i Sprawiedliwości, to powrót do centralizmu i klientyzmu, co nie oznacza wcale iż obecna władza w jest tym względzie lepsza. Nic zatem dziwnego, że zrodziła się nowa indywidualistyczna tęsknota za wspólnotą ponad podziałami. Taką ideę ma wyrażać choćby postulowany przez „Zetki” ideał empatii w relacjach międzyludzkich.
Tkwi w tym pewnego rodzaju pułapka. Oczywiście umiejętność wczucia się w emocje kogoś innego może być przydatna, a nawet niezbędna, jeśli stawia się za cel uczynienie tego świata choć trochę lepszym. Więcej dobra można wyświadczyć poprzez obdarzenie empatią kogoś cierpiącego niż poprzez nieczuły egoizm. Lecz jest tu pewna pułapka, gdyż pokładanie zbyt wielkiego zaufania w empatii przynosi niekiedy opłakane skutki. Nie można bowiem redukować bogatego świata wartości etycznych jedynie do wczuwania się w emocje innych. Najłatwiej jest wczuć się w sytuację tych, którzy są do nas podobni, a w tym sensie empatię łatwo pomylić z egoizmem, co może skutecznie oddzielić od dojrzałego, dorosłego życia.
Czy zatem pokolenie Z jest współczesną arystokracją, a taką tezę stawia T. Gałosz w tekście pt. Dla „Zetek” największą wartością jest brak cierpienia [„Pressje”, Teka nr 63]. W minionych wiekach ta grupa społeczna była oddzielona od nędzy i trudów życia, których na co dzień musiało doświadczać pospólstwo. Arystokraci mogli rozwijać w sobie męstwo i szlachetność charakteru, albo też popaść w dekadencję. Przed współczesnymi „Zetkami” również stoi podobny wybór, jednak przedstawiciele omawianego pokolenia nie mają wpajanych od kołyski tradycji i powiązanej z nią etykiety, honoru i podobnych imponderabiliów, które od narodzin pozwalały dawnej arystokracji kształtować charakter.
Podsumowując powyższe wywody należy stwierdzić, że generacja Z jest fenomenem globalnym, jednak na polskim gruncie jest ona emanacją poprzednich pokoleń i konsekwencją sposobu wychowania młodych przez poprzednie pokolenia (tzw. boomersów oraz pokolenia X) i w tym kontekście może zasługiwać na obronę. Można na koniec zaryzykować tezę, że polskie pokolenie Z to dzieci imitacyjnej modernizacji lat transformacji ustrojowej chcące uniknąć popełnionych wówczas błędów.
Warto zatem wziąć udział (także online) w ogólnopolskiej konferencji naukowej poświęconej pokoleniu Z, zatytułowanej „Pedagogika Duszy i Ciała. Co wiemy o pokoleniu cyfrowego świata?”, jaka będzie miała miejsce na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu 1.04.2025 r.
/mdk