Ze czcią nasza podupadająca cywilizacja budowała etos rodzicielki, która wkładała w serce dziecka to, czym sama się przez lata karmiła. Przykre jest zjawisko, w którym słowo „matka” zostało określeniem obrazu zdehumanizowanego obiektu, wrogiem ludu.
Kampania lojalnościowa sieci sklepów Biedronka pod nazwą „Gang świeżaków” to socjologiczny fenomen, który trudno było zrozumieć. Powodzenie, jakim cieszyła się akcja najpopularniejszej w Polsce sieciówki, trudno racjonalnie wytłumaczyć, biorąc pod uwagę, że wygrać można było zwykłą maskotkę, którą da się zakupić za 20 zł na chińskim AliExpress. Jednak jeszcze ciekawsze jest to, że ten eksperyment społeczny w połączeniu z… internetem mógł być początkiem jednej z największych spontanicznie zorganizowanych akcji antynatalistycznych w polskiej sieci.
Ciężko ustalić, gdzie wszystko się zaczęło. Można tylko domniemywać, że na jednej z grup facebookowych poświęconych wymianie informacji pomiędzy matkami pojawiła się oferta sprzedaży kolekcji naklejek z głośnej akcji lojalnościowej Biedronki. Po kolejnych propozycjach sprzedaży nalepek pojawiły się pod ofertami komentarze oburzenia, część matek uważała, że naklejki się im należą za darmo lub za „uśmiech dziecka”. Tenże stał się później swoistą walutą internetową, prześmiewczym motywem nagrody lub wyrazu wdzięczności za każdą poczynioną przysługę. Społeczności internetowe zaczęły wyciągać kolejne sytuacje mniej lub bardziej uzasadnionej roszczeniowości kobiet posiadających swe pociechy, co w końcu ewoluowało w mem (przyp. jednostkę informacji kulturowej, nie śmieszny obrazek) „madki”, czyli patologicznej lub roszczeniowej młodej mamy uważającej, że jej się należy z powodu samego faktu posiadania dziecka.
Pojedyncze patologiczne sytuacje spowodowały powszechną niechęć do kobiet w stanie błogosławionym. Matki zaczęły być persona non grata w tramwajach, bo ze swoimi „bombelkami” (dziećmi „madek”) zajmowały przestrzeń życiową, w sklepach widziano ich mocno przejaskrawioną chęć roszczeniowości, w końcu jako kobieta pozbawiona pracy (urlop macierzyński lub po prostu chęć zajęcia się domem) i pobierająca świadczenia rodzinne w postaci 500+ stała się oczywistym „pasożytem społecznym”.
Na facebooku powstały mające wyśmiewać madki fanpejdże takie jak „dej, mam horom curke”, „Spotted: Matka and Tateł”, a nagonka dotknęła też dzieci matek, stąd powstały też strony jak np. „Madka Bombelka”. Na tym samym portalu społecznościowym powstały grupy dyskusyjne, m.in. „Madka Polka fejsbookowa”, a na wykopie, popularnym polskim serwisie internetowym, stworzono tag #madka, często łączony z innym obraźliwym tagiem #p0lką (pod nim użytkownicy wyśmiewają z kolei roszczeniowe, często młode, dziewczyny chcące uzyskać korzyść materialną lub być uprzywilejowaną ze względu urok osobisty).
Jak mogło dojść do takiego obrazu? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy najpierw zrozumieć mechanizm tworzenia się nienawiści wobec wybranej grupy społecznej. Na początku zaczyna się niewinnie, pokpiwa się z jednej patologicznej, niekiedy nawet tylko śmiesznej sytuacji napotkanej w środowisku. Następnie tworzą się środowiska (pod postacią grup, fanpejdży czy tagów) zaczynające wyśmiewać wspomniane zjawiska. Ostatecznie w podświadomości osób zaangażowanych w wyśmiewanie tworzy się niechęć wobec całej grupy społecznej, aż w końcu utrwala w permanentną nienawiść. Matki nie są pierwszą ofiarą tego mechanizmu, wcześnie doszło do bardzo podobnego hejtu na taksówkarzy (slang. „złotówa”) protestujących przeciw nieuczciwym praktykom międzynarodowej konkurencji, polskich przedsiębiorców (slang. „januszy biznesu”) i księży („pedofilów w sutannach”).
Wpływ na zjawisko ma też liberalna retoryka w postaci krytyki programów prorodzinnych, w tym szczególnie programu poprawy sytuacji materialnej polskich rodzin pod nazwą „Rodzina 500+”. Nonsensopedia, parodia wikipedii, o „madkach” pisze w ten sposób: „Przyjmuje się, że pierwsze madki pojawiły się wraz z wprowadzeniem programu 500+. Zasiłek obudził z głębokiego snu roszczeniowe kobiety, które zaczęły domagać się wszystkiego, nie oferując nic w zamian.”
Dziecko to wstyd?
Warto jednak przyjrzeć się skutkom powszechnej niechęci wobec matek. Zacznijmy od tego, że hasło „madka” w sekcji grafiki Google’a obfituje w screeny ukazujący roszczeniowość na grupach dla matek. Mem ten nie jest więc zjawiskiem marginalnym, a zdominował sporą część polskiej sieci. Wiązało się to ze zmianą nastawienia świadomych krążącego mema matek. Te paradoksalnie, zamiast solidaryzować się, podkręcały zjawisko powszechnego obrażania wyzywając część „roszczeniowych” kobiet od patologii. Za wszelką cenę czuły potrzebę pokazania, że pomimo iż mają dziecko, nie należą do tych roszczeniowych, wręcz wzgardzają tymi, które myślą, że im się należy. Można to zjawisko jeszcze usprawiedliwić, w końcu nikt nie zechciałby być stygmatyzowany jako roszczeniowiec, jednak mniej odporne na hejt kobiety zaczęły postrzegać sam fakt posiadania dzieci za rodzaj degradacji społecznej, a posiadanie dzieci za ujmę. Doskonale to stymulował wzrost zainteresowania feminizmem, który eskalował wraz z tzw. Czarnym Protestem w roku 2016, i który za najważniejszą wartość w tej chwili stawia niezależność kobiety, a więc także spełnianie się zawodowe i porzucenie zainteresowania macierzyństwem. Kolejnym stymulantem stał się relatywny dobrobyt, który za potrzebę chwili wziął chęć doznań doraźnych – podróży, imprez, „korzystania z chwili”. W końcu praca nad dziećmi została uznana za pracę społecznie nieużyteczną, w gospodarce kapitalistycznej szkodliwą (urlopy macierzyńskie, urlopy chorobowe i opiekuńcze) co na stałe ustygmatyzowało pojęcie „matka” w kategorii przedstawionej przez wymienioną wyżej nonsensopedię.
Na marginesie, problem jest ciekawym zjawiskiem z pozycji teorii konstruktywistycznej, ponieważ gdy ideolodzy lewicowi skupiają się na obrazie ofiary społecznej w postaci imigranta, homoseksualisty czy kobiety, to rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. Grupy uciskane, czy ofiary są kreowane w czasie rzeczywistym, w każdej chwili dowolna grupa może stać się ofiarą powszechnego potępienia społecznego.
Internet to nie jedyny problem
Niekorzystne trendy antynatalistyczne są tylko wierzchem góry lodowej. Jak wynika z najnowszych danych GUS, liczba ludności Polski pod koniec 2019 r. wyniosła 38,4 mln i zmniejszyła się o 28 tys. w stosunku do końca roku 2018. W raporcie napisano, że w najbliższej perspektywie nie można oczekiwać znaczących zmian gwarantujących stabilny rozwój demograficzny. Niski poziom dzietności występujący od ponad ćwierćwiecza będzie miał negatywny wpływ także na przyszłą liczbę urodzeń, ze względu na zmniejszającą się liczbę kobiet w wieku rozrodczym. Podobna sytuacja występuje w całej Europie, więc oczywiście czynników, które są powodem kryzysu macierzyństwa, można wskazywać dużo więcej. Postępująca bezpłodność, czy potrzeba zapewnienia dziecku wysokiego standardu życia jest prawdopodobnie dużo bardziej wpływowym czynnikiem w kształtowaniu demografii, niż panująca w internecie ideologia. Jednak racjonalizacja wywodów antynatalistycznych wskazuje wyraźnie na pewien kryzys wartości, czy nawet degrengoladę społeczną, bowiem ciężko uznać większą świętość ponad podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi jak dawca życia.
Ze czcią nasza podupadająca cywilizacja budowała etos rodzicielki, która wkładała w serce dziecka to, czym sama się przez lata karmiła. Przykre jest zjawisko, w którym słowo „matka” zostało określeniem obrazu zdehumanizowanego obiektu, wrogiem ludu. Na tę okazję potrzeba radykalnego powrotu do korzeni, wpierw do chrześcijaństwa gdyż ono szczególnie w duchu katolickim, wydało owoc kultu Maryjnego jako istotny element wiary. Uznałem, że warto zapoznać się z przypisem nieznanego mi autora, który postanowiłem pozostawić odbiorcy jako samorefleksję nad zjawiskiem w kontekście naszych korzeni: „Jakże szczęśliwe są kobiety, których ciało drży, zwrócone ku wewnętrznym marzeniom, które zamieszkuje i pali wielka tajemnica rodzącego się życia!”.
Łukasz Burzyński
/mwż