Piotr Sutowicz: Papież czasów zamętu

2021/01/4
swiat
źródło: Adobe Stock

Jako katolicy, czy ogólnie ludzie opowiadający się za jakąś wizją ładu, który określamy mianem naturalnego, widzimy, że na naszych oczach następują zmiany, a my nie jesteśmy w stanie im zapobiec. Mało tego, wydaje się, że nie wszystko, co się dzieje, rozumiemy. Jedno jest pewne - idzie coś nowego.

Każde czasy są trudne. Myślę, że kompletnie mylą się ci, którzy uważają, że komuś było łatwiej, bo jakiś inny okres był łatwiejszy. Pozorna łatwość jakichś czasów oznacza, że umysły ówczesne tkwiły w uśpieniu i w porę nie zauważyły piętrzących się wyzwań, a kiedy one nabrzmiewały, kończyło się to wielkimi, najczęściej bolesnymi zmianami. Nie do końca o tym jednak ma być ten tekst. Albowiem jako katolicy, czy ogólnie ludzie opowiadający się za jakąś wizją ładu, który określamy mianem naturalnego, widzimy, że na naszych oczach następują zmiany, a my nie jesteśmy w stanie im zapobiec. Mało tego, wydaje się, że nie wszystko, co się dzieje, rozumiemy. Jedno jest pewne - idzie coś nowego.

Przemija postać świata

To pomnikowe stwierdzenie jest trawestacją z konstatacji św. Pawła wziętej z 1 Listu do Koryntian. Średnio obytemu w literaturze polskiej czytelnikowi skojarzy się również z tytułem powieści Hanny Malewskiej, napisanej gdzieś u początków lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, który jest świadomym zaczerpnięciem pisarki ze słów Apostoła Narodów. Fraza ta świadczyć może o czymś generalnym: świat nie był, nie jest i nie ma być stabilny, coś się zaczyna i kończy, minęła starożytność i jej pogaństwo, nastało średniowiecze, a potem przyszły kolejne epoki i porządki rzeczy. Kiedy one odchodziły, część współczesnych na pewno żałowała tego, co bezpowrotnie mijało, nowe czasy kojarzyły się z owym zamętem, może nawet wielu myślało o końcu świata, ale on nie przychodził. To wydarzenie nie jest bowiem rzeczą, która stanie się na skutek naszego myślenia, przyjdzie wtedy, kiedy przyjść ma, bo Bóg tak postanowi, czy już postanowił - nie jestem teologiem i takich gier słownych prowadził nie będę.

Czas zamętu ma zresztą różne uzewnętrznienia i skojarzenia, także w Biblii, gdzie często występuje on wespół z ciemnościami i nocą, generalnie czymś, czego człowiek, słusznie lub nie, boi się, bo woli, kiedy jest jasno i może się przyjrzeć kształtom rzeczy. Człowiek lubi widzieć i wiedzieć, jeśli czegoś nie wie, traci grunt pod nogami. Można uznać, że nieco kręcę się wokół swoich myśli, ale w ten sposób widzę obecną rzeczywistość: świat tłumaczymy sobie za pomocą tego, co widzimy, a widzimy tak jak nas nauczono patrzeć. Niestety nowe czasy zastały nas mało przygotowanymi na to, co się w świecie dzieje.

Tu dochodzimy do papieża Franciszka, nie tyle jeszcze do jego nauczania, co do osoby.

Kiedy w marcu 2013 roku do naszych uszu doszło, że kolejnym papieżem został niejaki Jorge Mario Bergoglio, to niewielu z nas w Polsce to nazwisko cokolwiek mówiło. Myślę, że podobnie reagowało większość katolików w dalekich krajach, kiedy w październiku 1978 roku dowiedzieli się o wyborze Karola Wojtyły z Krakowa. To dobre porównanie - obaj w momencie wyboru przyszli jako ludzie nowi, wnieśli nowe idee i nowe spojrzenia na Kościół, niekoniecznie rewolucyjne. Wbrew niektórym komentatorom należy stwierdzić, że w obu wypadkach nie było rewolucji - były nowe interpretacje czasów w wykonaniu dwóch ciekawych intelektualnie papieży. Wbrew pozorom obie postacie wiele łączy, a nam przeszkadza to dostrzec fakt, że pierwszy z nich był Polakiem i łatwo nam go było przez pryzmat naszej kultury i naszej rzeczywistości zrozumieć, choć nie wiem, czy nam się chciało to robić, a w wypadku papieża Franciszka jest to trudniejsze, chociaż przy odrobinie dobrej woli ową łączność łatwo można dostrzec, do takiego wysiłku zachęcam.

Franciszek

Zawsze imię, jakie przybierze nowo wybrany papież o czymś świadczy – także w tym wypadku. Święty patron obecnego Suwerena Państwa Watykańskiego był osobowością niebanalną i również drażnił chrześcijan swojego czasu, nie ma w tym nic niezwykłego. Znowu muszę wrócić do swej myśli zasadniczej: ludzie nie lubią, kiedy zmienia się postać świata i źle im się kojarzy każdy, kto naprzeciw tym zmianom wychodzi, szukając odpowiedzi, jak się do nich odnieść. Świętego Franciszka oskarżano o różne rzeczy, w tym oczywiście również o herezję. Jego myśl była na tyle nowatorska, że również i dziś budzi opór umysłów szukających stateczności, może dlatego tak powszechnym zjawiskiem jest dążenie do sprowadzenia go do funkcji miłośnika zwierzątek, kwiatków i ogólnie piękna przyrody. Papież Franciszek zdaje się zderzać z tym samym zjawiskiem. Jego nauczanie zawarte chociażby w „Laudato si” sprowadzane bywa do prostego nauczania ekologii, bo to jest współczesnemu światu wygodne. Wypowiedzi papieża osadzające troskę o planetę w szerszym kontekście są najczęściej ignorowane. W końcu jego interpretatorzy, zdający się widzieć w papieżu myśliciela politycznego, a do tego jak najbardziej świeckiego, chętniej dopasowują go do świata, niż czynią wysiłek w odwrotnym kierunku, świat próbując przebudować na model nauki społecznej, którą głosi, a ta jest dla nich trudna do przełknięcia, stąd pokusa tworzenia nieprawdziwych pigułek.

Papież jest za pokojem na całym świecie, a więc musi być zwolennikiem globalizmu, ale co zrobić w sytuacji, kiedy pisze, że nie jest? Odpowiedź bywa oczywista - ignorować. Kiedy głosi obronę życia dzieci nienarodzonych - milczeć, tu gdzie sprzeciwia się światowym globalnym koncernom, które oskarża o egoizm i niszczenie ziemi - dostrzegać jedynie fragmenty o niszczeniu ziemi, i dodać do tego te fragmenty z jego wypowiedzi, w których bierze w obronę uchodźców, głosząc potrzebę pomocy ludziom naprawdę jej potrzebujących. To, że i tu trzeba jego naukę przyciąć w miejscu, w którym nawołuje do prowadzenia na całej planecie polityki zrównoważonego rozwoju, czyli doinwestowania obszarów, na których ludzie głodują i z których uciekają, to nic. We współczesnym świecie, gdzie z debaty publicznej zniknęła kategoria prawdy, jest to zabieg, że się tak wyrażę, normalny. W końcu interpretatorzy wychodzą z, niestety, słusznego przekonania, że większość ludzi i tak nie będzie pism papieskich czytać w całości, tak jak zostały napisane.

Ostrzeżenie i program

Jeżeli zamęt związany jest z nową rzeczywistością, której nie rozumiemy i której się boimy, to Franciszek jawi się w całej rozciągłości jako papież czasów zamętu. W ten sposób dochodzę do sedna tytułowej frazy. Nie chcę się tu rozwodzić nad tym, co, kiedy i w jakich okolicznościach papież powiedział. Wiemy, że bywa on w jakiś sposób ofiarą własnego temperamentu. Jak wszyscy być może ma problem z jasnym określeniem swej aktywności, tzn. określeniem miejsc, w których jest publicystą, osobą prywatną mającą prawo do wypowiedzi, a w których Głową Kościoła. Choć funkcje te nie stoją w sprzeczności, to charakteryzują się różnymi metodami komunikacji, osobiście uważam, że może to niekiedy budzić niepokój. Jan Paweł II bywał poetą i filozofem, a czasem też i historiozofem i jakoś wiedzieliśmy, kiedy jest kim. Być może, że to tylko my w Polsce mieliśmy taką jasność, być może świat miał z nim ten sam problem, z którym, jak się wydaje, boryka się Franciszek albo my się borykamy, wydaje się bowiem, ze papież jest mimo wszystko zintegrowany wewnętrznie.

W jego przesłaniu wyraźnie widać, że niesie on światu ostrzeżenie. Społeczne wypowiedzi papieża bywają mocne: nawołuje do zmiany kierunku światowej gospodarki, zatrzymaniu się na dobru człowieka, jako członku wspólnoty narodowej. W swych dokumentach, w tym encyklikach, z ogromnym szacunkiem wypowiada się o historii - w jej poznawaniu widzi jedną z dróg ratunku mentalności społecznej przed destrukcją osobowości i wykorzenieniem, o jaką zabiegają zwolennicy globalnego ładu. Z jednej strony gani nacjonalizmy, ale od razu widać, że chodzi mu tu przede wszystkim o imperialistyczne egoizmy narodowe, a właściwie nawet nie tyle narodowe, co budujące wizje nowego człowieka egoizmy korporacyjne, nawołuje do budowania wspólnot lokalnych. Nie jest tak trudno to zrozumieć i tym się inspirować.

Tylko w silnej wspólnocie człowiek może sprzeciwić się zakusom złego, przy czym papież stawia na zdrową wspólnotę, zdolną do tego, by życie w niej było bezpieczne pod względem ekonomicznym, ale i mentalnym, taką, która gwarantuje rozwój osoby ludzkiej interpretowanej przez pryzmat rodziny, ale i taką, która posiada zdolności absorpcyjne względem obcych. To nie jest nauka nowoczesna, jest to kontynuacja tego, czego nauczał Jan Paweł II, inspirowany chociażby polską historią, ale i w jakimś stopniu jest to przejęcie idei św. Franciszka. Pamiętajmy, że z jego ducha wypływa walka z lichwą toczona przez zakon franciszkański od początku jego istnienia i wypracowywanie w jego obrębie sprawiedliwych doktryn ekonomicznych, o tym też się mówi za mało, a szkoda.

Chmurne ciemności niosące światu zamęt ustąpią tylko wtedy, kiedy my przestaniemy bać się nowego, kiedy staniemy naprzeciw świata, a zmian jego postaci nie będziemy interpretować z pozycji końca, lecz z punktu widzenia wyzwań do pokonania. Koniec przyjdzie, ale tak, jak napisałem na początku, to nie naszą rzeczą jest wiedzieć, kiedy.

 

/łb

 

Piotr Sutowicz

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Do czego wzywa nas papież? #papież Franciszek #świat #upadek
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej