Trzymajcie mnie mocno! Tego jeszcze nie było, a zapewniam – wiele już słyszałem i czytałem! Jakiś czas temu napisał do mnie dyrektor katalogu „Weltbild – Klub dla ciebie”: Panie Zbigniewie! Czy wiedział Pan, że mikołajki w Polsce mają już sześćdziesięciotrzyletnią tradycję? Chcemy ją kontynuować... No proszę, coś takiego!... Co to za pytanie? Odpowiadam więc bez namysłu: nie, nie wiedziałem i jestem szczerze zdumiony tą dość dziwaczną wiadomością! Znam przecież biografię św. Mikołaja z Miry i wiem, kiedy się urodził. Zatem, panie Grzegorzu, nie ze mną te numery! Nie wchodzę w tę kontynuację... żadne mikołajki...
Twarz młodego krawaciarza z pobliskiej fotografii uśmiechnięta, spogląda na mnie ze spokojem, nawet pewnością siebie... Wydaje się być inteligentna... Może tylko źle widzę, nie jestem pewien. Dla pewności znów muszę odwiedzić okulistę. Bo równie dobrze „mikołajek” w Polsce zamiast sześćdziesięciu trzech, mógł ukończyć zaledwie roczek i aktualnie napełnia pieluszkę firmy Weltbild. Nieprawdaż? A sześćdziesiąt trzy lata temu był listopad 1961 r. Miałem wówczas siedem lat i pamiętam, jak w Europie (środkowo-wschodniej ma się rozumieć) szalał jakiś radziecki dziad Mróz, czy ktoś taki... I mówił, że Pana Boga nie ma. Rzekomo jakiś kosmonauta to sprawdzał. Radziecki, żeby wszystko było jasne. Nikt nie mógł nawet pomyśleć, że za kilkadziesiąt lat narodzi się „tradycja mikołajek” – dzisiejszych krasnali, czerwonych pajaców, czy jak kto woli – niezliczonej gromady elfów ze starym naczelnym z dalekiej Laponii... Pojawili się na naszych ulicach, w witrynach sklepów, w szkołach, przedszkolach i nawet w urzędach. Znam taki jeden. Będą chodzić smutni, zziębnięci, bez reniferów, za parę nędznych złotych, za to z chudymi workami rozdając napotkanym dzieciom tanie miniaturowe promocyjne cukierki. Co bogatsi wypiją co nieco na rozgrzewkę i w wieczór wigilijny będą leżeć „zmęczeni” na chodniku z odrzuconą czapką z białym pomponem i pustym już o tej porze workiem. I elfom należy się przecież „wypoczynek”... Takiego już raz widziałem...
(Zostawiając na moment tę czerwoną rozpanoszoną ferajnę, w minioną sobotę [6.12.2024] na zacnej krakowskiej Karmelickiej szczęśliwie zobaczyłem dostojnie kroczącego Świętego Biskupa Mikołaja ubranego w szaty pontyfikalne, podpierającego się pastorałem, z mitrą na głowie. Jak Pan Bóg przykazał. Bez worka oczywiście, tenże bowiem może nosić jedynie taki dziad jak Mróz. Szedł samotnie, przez nikogo nie zaczepiany, poważny, zamyślony...)
Skąd jednak rzeczone sześćdziesięciotrzylecie i dlaczego akurat w Polsce? Skąd ten pomylony pomysł? Jestem przekonany, że zbyt wielki ładunek horrendalnej głupoty dyrektora poruszył nawet spokojnego dotąd dobrotliwego i wrażliwego świętego biskupa Mikołaja z Miry. Spogląda teraz niespokojnie na nasz nieszczęśliwy spalikotyzowany kraj z wysokości nieba.
Tymczasem pogański dyrektor na następnych stronach swego katalogu natarczywie zachęca: zaproś pod swój dach magię Bożego Narodzenia! I znów zdumienie i konsternacja. Czy da się zamienić malutkie Dziecię Jezus na jakąś tam magię? Przecież każdego roku wraz z rodziną zapraszam pod swój dach nie magię, lecz konkretnego małego Jezusa – Syna Boga żywego. Magia Bożego Narodzenia to dla dyrektora oczekującego na innego zapewne „zbawcę” czas wzmożonych zakupów, konsumpcji, a nade wszystko „rozmydlenia” wartości chrześcijańskich, polskiej tradycji bożonarodzeniowej, polskiej kultury. Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą... Dom nasz i wszystkie wioski z miastami. Ocal od głupoty i zapomnienia...
A kolędy śpiewam (gdy nadejdzie czas – tak jak potrafię, i czasem przygrywam!) i dzielę się opłatkiem z bliskimi w duchu prawdziwej, chrześcijańskiej radości w moim rodzinnym mieście, które rzekomo nie leżało w sercu sędziwej Europy. Nieprawdopodobne! Takiego zdania jest lokajny (przepraszam, miało być – lokalny) „dziennikarz” – dyletant, który w lokalnym tygodniku poinformował o tym mieszkańców miasta i powiatu w tytule jednego z tekstów. Może miał na myśli rok 1329, rok założenia miasta? Z tym jestem w stanie się zgodzić. Jeśli nie, to ów „dziennikarz” bezmyślnie wpisuje się w permanentne okłamywanie (przez polityków i media) opinii publicznej, że jakoby Polska po 1989 roku wróciła do Europy! Jakby dotychczas leżała – no właśnie! – może w rozległej na północy globu krainie zwanej Laponią, sięgającej Półwyspu Kolskiego i Murmańska? To prawda, że Polska przez wiele lat znajdowała się w strefie bezpośrednich wpływów najpierw niemieckiej, austriackiej i carskiej Rosji (123 lata), następnie komunistycznej Rosji (od 1944 po rok 1993). Stąd też wynika dzisiejsze zapóźnienie Polski i Polaków – z faktu, że byliśmy pod zaborami, okupacjami, byliśmy pozbawieni niepodległości i suwerenności przez prawie dwieście lat! Zaborcy i okupanci eksploatowali Polskę ekonomicznie, rabowali bez miłosierdzia i w sposób drastyczny. Szczególnie Rosja i Niemcy niszczyły i eksploatowały ziemie polskie w latach 1939-1945, a Związek Sowiecki – powtarzam – przez pół wieku (1944-1993) tak bardzo, że do dzisiaj nie możemy się pozbierać po tych rabunkach. A Ojciec Święty Jan Paweł II w swej słynnej i znaczącej wypowiedzi jednoznacznie przypomniał: "Byliśmy i jesteśmy w Europie. Nie musimy do niej wchodzić, ponieważ ją tworzyliśmy. Tworzyliśmy Europę z większym trudem aniżeli ci, którym się to przypisuje, albo którzy sobie sami przypisują patent na europejskość na wyłączność”.
A moje rodzinne miasto – panie „Redaktorze” – od założenia zawsze leżało w Europie, choć nie zawsze w obrębie granic państwa polskiego. Należy o tym wiedzieć i pamiętać, nawet wtedy, gdy nieudolnie próbuje pan „Redaktor” wpisać się w tzw. poprawność polityczną. Przykład ten obrazuje, że na siłę lansowana po dziś dzień poprawność polityczna nijak nie przystaje do geografii Europy i świata (historii również), którą to wiedzę proponuję uzupełnić zanim popełni pan coś jeszcze głupszego.
Wesołych Świąt Panowie! Bez magii oczywiście, za to z marzeniami odbycia podróży do dalekiej Laponii, krainy wielkich śniegów i siarczystych mrozów. Może tam „przewietrzycie” swoje zapalczywe głowy, a przy okazji sprawdzicie: czy znany jest Lapończykom święty biskup Mikołaj z Miry Cudotwórca? Może i mały Jezus w stajence wam się przypomni?
/mdk