O ekspansji Chin na obszarze postsowieckim pisałem już w kilku felietonach na łamach naszego portalu. Patrząc na ten proces z perspektywy obserwatora mapy i historii, można postawić sobie pytanie czy ekspansja Pekinu ogranicza się jedynie do obszaru środkowoazjatyckiego oraz ewentualnie Syberii.
Po pierwsze historia: od czasów starożytnych ekspansja ludów azjatyckich, generalnie koczowniczych, odbywała się po linii wielkich stepów Azji Środowej, a kończyła na Nizinie Naddunajskiej, po drodze obejmując wybrzeża Morza Czarnego. Tak było za Hunów, Bułgarów, Pieczyngów, Połowców i wreszcie Mongołów oraz Tatarów w średniowieczu. Zresztą późniejsza ekspansja Rosji na tych ziemiach również odbywała się mniej więcej według takiego właśnie schematu.
Państwowość mongolska jest dla nas o tyle ciekawa, że można zaryzykować twierdzenie, iż przynajmniej w okresie swej największej świetności była ona emanacją chińskiej, z tym, że cywilizacja Chin została w tym wypadku zastąpiona turańską. Można więc przyjąć tezę o istnieniu przez jakiś okres granicy polsko-chińskiej; piszę to tak dla zaznaczenia, że opowiadany w czasach komunizmu dowcip o tym, że na polsko-chińskiej granicy panuje spokój wcale taki absurdalny nie był, chociaż owa granica spokojna nie była.
Ludy koczownicze, przynajmniej te od dawna zamieszkałe w obszarach wielkiego stepu środkowoazjatyckiego, nie wydają się być zdolne do powtórzenia wielkich procesów, które znamy z historii. Niemniej nawiązując do tego co napisałem, można zaryzykować twierdzenie, że polityczna ekspansja Chin na obszar Azji Środkowej jest tym samym procesem co w średniowieczu, lecz koordynowanym z chińskiego ośrodka cywilizacyjnego, czyli od południowej strony Wielkiego Muru. Tym samym cywilizacja chińska jak na razie okazuje się być na nowo żywotną i zdolną do osiągania poważnych sukcesów – to jedno.
Po drugie, jeżeli pewne procesy geopolityczne są powtarzalne, choćby zmieniały się okoliczności, że się tak wyrażę techniczne, to Chiny nie pozwolą się zamknąć w obszarze Azji, lecz w jakiś sposób będą chciały sięgnąć nieco bardziej w głąb Europy. Już przed obecną wojną widzieliśmy owe działania realizowane pod hasłem Nowego Jedwabnego Szlaku, choć oczywiście trzeba pamiętać, że ta ekspansja była wielofrontowa i realizowana na poziomie kapitałowym, a nawet kulturalnym, nie będę się w tej kwestii rozwijał – pozostanę na odnotowaniu faktu.
Dziś mamy rzeczywistość wojenną, w której część mediów dość oskarżycielsko zarzuca Chinom popieranie strony rosyjskiej, co w moim odczuciu nie jest uprawnione – potencjalny czytelnik do tej mojej opinii powinien się już przyzwyczaić. Chiny, owszem, podtrzymują Rosję w wojnie, wyciągając jak największe korzyści dla siebie, na pewno jednak nie życzą sobie by kraj ten stał się światową potęgą. Chiny życzą sobie Rosji podporządkowanej sobie, lub wręcz jej rozpadu, w każdym razie dążą do tego by obszary, tradycyjnie znajdujące się w strefie wpływów wielkich imperiów azjatyckich w Europie, stanęły dla nich otworem.
W dzisiejszych realiach jednym z celów Chin jest z pewnością możliwość używania portów czarnomorskich dla przeładunku towarów dostarczanych tu drogą lądową, tak samo jak w rzeczonych czasach schyłku średniowiecza było w wypadku rozlokowanych na Krymie kolonii genueńskich. Przy czym szczególną rolę odgrywała tu Kaffa – dzisiejsza Teodozja, którą pełniona funkcja gospodarcza doprowadziła do znacznego rozkwitu, tak że niektórzy zakładają, iż przed podbojem tureckim była jednym z najludniejszych miast Europy.
Dostęp do portów czarnomorskich jest i dziś Chinom potrzebny, z tego punktu widzenia jest im obojętne kto ma nad nimi pieczę, może to być Rosja, ale taka, która nie jest odizolowana od zachodu, ale wydaje się, że nie mają one nic przeciwko temu by nad Morzem Czarnym władzę polityczną sprawowała Ukraina. Geopolitycznie jest jeszcze jeden kłopot. Miedzy granicą Kazachstanu, który może być Chińską bazą wypadową a najdalej na wschód wysuniętym punktem Ukrainy – z czasów sprzed wydarzeń roku 2014, znajduje się rosyjski ponad 700 km przesmyk, który jest dla tego kraju korytarzem na Kaukaz tu też płynie Wołga, wpadająca do Morza Kaspijskiego, mimo swego śródlądowego charakteru jest ono dla Rosji bardzo ważne. Są to niewątpliwie obszary ważne, nie tylko z chińskiego punktu widzenia.
Nie zdziwię się, jeśli w przyszłości zaczną się na tym obszarze działania, które będą miały na celu zmianę jego przynależności państwowej. Biorąc pod uwagę jak bardzo tereny te są niestabilne wywołanie tu „czegoś” wcale takie trudne nie jest.
/mdk