Sutowicz: Czy Stanom Zjednoczonym jest potrzebny Tajwan?

2023/05/24
AdobeStock 522077664
Adobe Stock

W trakcie kwietniowej wizyty w Stanach Zjednoczonych premier Mateusz Morawiecki, w jednej z wypowiedzi miał stwierdzić, że jeżeli Rosja pokona Ukrainę w toczącej się wojnie, to Chiny zajmą Tajwan. Dał w ten sposób do zrozumienia, że klęska Kijowa zainicjuje globalną przebudowę geopolityczną świata, przynajmniej taka intencja rzeczonemu komunikatowi może być przypisana. Pewnie ma to sens, ale można na kwestię Tajwanu spojrzeć też z drugiej strony i odrzucić pewne emocje i sentymenty, które ciągle, w wielu sprawach, rządzą polityką międzynarodową. Odnosząc tę sytuację do polskich realiów można powiedzieć, że kwestiami relacji Chin kontynentalnych i tzw. Wolnego Obszaru Republiki Chińskiej na Tajwanie ciągle rządzą dwie trumny - Mao Ze Donga i Czang Kaj-szeka.

Tymczasem rzeczony problem da się chyba rozwiązać na gruncie wzajemnych interesów zainteresowanych stron i mogłoby się okazać, że pewne sprawy pójdą w kierunku, w którym nie będzie poszkodowanych, w każdym razie tutaj chciałbym takie rozwiązanie rozważyć.

W tym kontekście warto przywołać zeszłotygodniową wizytę w Kijowie wysłannika rządu w Pekinie Li Hui i złożone, życzliwe względem Ukrainy, deklaracje. Ktoś powie, że to mało znaczące incydenty. Niekoniecznie takie gesty składają się bowiem na jakiś obraz. W tym wypadku może to być komunikat oznaczający możliwości nowego podejścia do tych spraw, inne niż sugerowane przez naszego premiera.

Jako przedmiot sporu międzynarodowego mamy tu do czynienia z niewątpliwą pozostałością starego konfliktu ideologicznego, odzwierciedlającego się geopolitycznie, albo odwrotnie – geopolitycznego, ubranego w ideologiczne szaty. Historia zmagań komunistyczno-kapitalistycznych, a z innej strony rzecz biorąc walki Stanów Zjednoczonych i Rosji, zaowocowała powstaniem dwóch państw chińskich. Rząd w Tajpei uważa się za kontynuatora rządu Republiki Chińskiej, tej która do końca lat 40-tych sprawowała suwerenną władzę nad terytorium obecnych Chin kontynentalnych i Tajwanu. Samej wyspy Amerykanie po prostu nie pozwolili Mao Ze Dongowi zająć w roku 1950, kiedy to przy rosyjskim wsparciu, Chiny, w wyniku wojny domowej i rewolucji, dokonały przekształcenia politycznego i geopolitycznego i przeszły do obozu promoskiewskiego.

Z czasem historia nieco się skomplikowała, bo relacje Moskwy i Pekinu szybko stały się napięte, czego źródłem, oprócz sporu ideologicznego w kwestii tego, jaka jest właściwa droga rozwoju socjalistycznego czy komunistycznego, były stare spory geopolityczne, które okazały się być trwalsze niż to mogło się wydawać. W każdym razie, sowieckiej Rosji nie udało się w sposób trwały utrzymać kontroli nad Chinami. Natomiast Stany Zjednoczone, które również utraciły tu wpływy, zostały z czymś w rodzaju trwałego lotniskowca u jego wybrzeży, czyli właśnie z Tajwanem. W tamtych czasach był im on potrzebny na ewentualność konfliktu globalnego. Jeżeli spojrzeć na ówczesną mapę tego obszaru, widać jak bardzo utrudniona była możliwość operowania Chin komunistycznych na bezpośrednio przylegających do nich akwenach morskich. Nie chodzi tu tylko o Tajwan, ale również o kontrolowaną przez Stany Zjednoczone Japonię czy Koreę Południową, a także Filipiny. Nie miejsce tu na opis historii politycznej i militarnej tego obszaru w drugiej połowie ubiegłego wieku. Ważne jest, że polityczne dziedzictwo tamtych czasów utrzymało się do dziś dnia. W tym, pozostający pod amerykańskim protektoratem, wrogo ustosunkowany do Chin Tajwan. Faktycznie, stosunki w tym rejonie bywają dość mocno napięte. W tym kontekście pisałem o ubiegłorocznej wizycie Nancy Pelosi w Tajpej, kiedy to Stany chyba świadomie podgrzały sytuację. Biorąc pod uwagę naturalne, z ich punktu widzenia, dążenie Chin kontynentalnych do objęcia władzą wyspy, nie dziwi, że np. Rosja może wysyłać w stronę Pekinu zachęcające, tzn. popierające jego dążenia, komunikaty. Trzeba jednak stwierdzić, że Pekin zachowuje się względem tych umizgów nijak i chyba nie jest nimi zainteresowany. Warto przypomnieć, że do dziś dnia nie uznano tu aneksji Krymu do Rosji, co mogłoby być jakąś formą precedensu i komunikatem na rzecz podobnej reakcji względem omawianego terytorium.

Wydaje mi się, że obojętność chińska może wynikać z kilku względów. Pierwszy jednak, który na potrzeby niniejszej notatki zdaje się najważniejszy jest ten, że jak już też na tych łamach pisałem, im zależy przede wszystkim na własnym interesie, a nie na rosyjskim zwycięstwie, które samo w sobie nie ma dla chińczyków żadnej wartości. Jest to logiczne, jaki bowiem związek przyczynowy mógłby nastąpić miedzy objęciem przez Rosję w posiadanie wybrzeży Morza Czarnego a aneksją Tajwanu? Gdyby natomiast, w zamian za zgodę na rosyjskie postulaty, miałoby nastąpić wycofanie się Moskwy z aspiracji w Azji Środkowej to co innego. Z drugiej strony Pekin nie czeka na łaskawe decyzje rosyjskie w republikach środkowoazjatyckich, tylko zdaje się, że powoli przejmuje je pod swoje skrzydła. Tak jak najpewniej nie będzie się specjalnie pytał władz w Moskwie o zgodę, co do powiększania swego stanu posiadania, na razie gospodarczego, na Syberii. Zdaje się zresztą, że nie ma ona możliwości sprzeciwiania się tej niewątpliwej ekspansji.

Wracając do Tajwanu, nie ma chyba istotnego powodu, by logicznie myślący ludzie w Chinach, kierujący polityką państwa, mogli widzieć interes jaki mogliby zrobić z Rosją. Układ byłby tu bowiem nieco podobny do sienkiewiczowskiej wizji oddania królowi szwedzkiemu Niderlandów przez imć pana Zagłobę.

Pomysł na Tajwan w Chinach wypracowano już dość dawno, bo w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy Deng Xiaoping stworzył doktrynę „dwa systemy jeden kraj”, z myślą właśnie o tej wyspie. Zgodnie z nią zachowałaby ona swój ustrój – w tym system ekonomiczny, a nawet militarny z tym, że stałaby się częścią Chin kontynentalnych – bo biorąc pod uwagę skalę tej autonomii trudno mówić komunistycznych, zresztą tego komunizmu w Chinach jest coraz mniej. Stany mogłyby dalej prowadzić na tym terenie swoje interesy i niewątpliwie jedno ze źródeł napięć zelżałoby na jakiś czas. Jeżeli zaś chciałyby one nadal być militarnie obecne w regionie, to mogą takie cele realizować choćby z terytorium Japonii i Filipin.

Rozwiązanie kwestii tajwańskiej w tym duchu, byłoby natomiast niewątpliwym krokiem w stronę dwubiegunowego chińsko-amerykańskiego świata.

/mdk

Piotr Sutowicz

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Chiny #USA #Mateusz Morawiecki #Rosja #wojna Ukraina #Tajwan
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej