Niedawne Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych było okazją do wysłuchania przynajmniej kilku ciekawych przemówień. Oczywiście, trzeba brać poprawkę na to, że przemawiają tam głównie politycy. Zatem nie ma sensu szczególnie przywiązywać się do ich słów (a broń Boże – rozliczać ich). Z drugiej strony można coś jednak wyczytać, najczęściej między wierszami.
Zanim przejdę do najciekawszego kąska, czyli Niemiec i Francji, na chwilę zwróćmy uwagę na przemówienie Andrzeja Dudy. Prezydent w swoim wystąpieniu zapewnił o pełnym poparciu dla Ukrainy, potępił także Rosję. Zauważył, że z powodu wojny przemawia jako przywódca ponad 40-milionowego kraju. Główną osią jednak były słowa dotyczące reparacji wojennych, jakie Rosja będzie musiała zapłacić. Powiedział: „Nie ma sprawiedliwości bez zadośćuczynienia. Dotyczy to każdego kraju plądrującego inny kraj. Dotyczy to dzisiejszych czasów, ale dotyczy to też niezałatwionych spraw z przeszłości. Mówię to jako polski prezydent. I chyba dobrze Państwo rozumieją, dlaczego to mówię.” Osobiście podejrzewam, że mówił to po to, żeby podnieść ciśnienie obecnemu na sali kanclerzowi Niemiec… A tak zupełnie poważnie: przemówienia prezydenckie nie są pisane na kolanie i zasadniczo mają czemuś służyć. To, jak sądzę, miało służyć przedstawieniu na forum ONZ kwestii reparacji. W domyśle: także tych dla Polski.
Oddać trzeba sprawiedliwość kanclerzowi Olafowi Scholzowi, że mimo tej próby nerwów poradził sobie dobrze ze swoim przemówieniem. W wielkim skrócie, w części dotyczącej wojny były to słowa mocne i jednoznacznie opowiadające się przeciw Rosji. Scholz wezwał do solidarności z Ukrainą i do tego, by państwa członkowskie ONZ nie uległy próbom zastraszenia. Wtórował mu Emmanuel Macron, który potępił imperializm i kolonializm rosyjski. Choć akurat te oskarżenia brzmią nieco dziwnie z ust francuskiego przywódcy to niech mu już będzie. Byle przemiana jego podejścia okazała się trwała. Jeszcze niedawno przecież Polskę i kraje bałtyckie nazywał podżegaczami wojennymi. A już na forum ONZ strofował państwa, które pozostają neutralne i nie wspierają Ukrainy. Stwierdził, że to historyczny błąd! Mądrego to aż miło posłuchać…
Skąd jednak taka nagła zmiana? Możliwych odpowiedzi jest kilka. Po pierwsze i najprostsze: być może dzieje się coś, o czym nie wie opinia publiczna, a wiedzą elity polityczne? Po drugie: jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Może być to zatem chłodna kalkulacja, że Ukraina jednak odepchnie Rosjan, a wtedy stanie się jedną wielką strefą gospodarczą. Głupio byłoby nie mieć do niej dostępu. Kolejnym poziomem takiej chłodnej kalkulacji jest poziom polityczny. Szczególnie Niemcy straciły wiele w tym obszarze ze względu na swoją opieszałość i dwuznaczną postawę na początku wojny. Dziś jednak próbują wylądować znów na czterech łapach, o czym świadczy wyrażona w czasie przemówienia przez Scholza propozycja dołączenia RFN do grona stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Ukraina zaskoczyła świat swoją wolą walki i o ile na początku nikt nie stawiał na tego konia, tak teraz kursy bukmacherskie zdają się zmieniać na jej korzyść. Ogłoszenie mobilizacji wskazuje, że Rosja nie jest zainteresowana pokojem. Podobnie dla Ukraińców zakończenie wojny w tej chwili nie jest na rękę, gdyż poczuli wiatr w żaglach. Wraz z przewidywaną coraz większą pomocą z Zachodu (z jej powodu Putin straszy użyciem broni jądrowej) coraz bardziej prawdopodobne jest rozstrzygnięcie tego starcia po myśli Kijowa. Chyba zaczynają to dostrzegać Niemcy i Francuzi, którzy – jak każdy – finalnie chcieliby się znaleźć w gronie zwycięzców. W kontekście ostatnich ukraińskich zwycięstw można powiedzieć: teraz to każdy by chciał.
/mdk