Pozostawiliśmy Kościół Rzymski u schyłku IX w., kiedy to po śmierci Cyryla i Metodego wszedł on w nową fazę rozwoju na terenie Słowiańszczyzny południowej. W następnym stuleciu pod jurysdykcją papieża znajdą się ostatnie połacie nieschrystianizowanej dotąd, ucywilizowanej Europy, a tym samym katolicyzm stanie się niepodzielnie religią panującą w tym obszarze świata na ponad pięć wieków. Niestety X w. nie jest okresem prawdziwej świetności Kościoła Chrystusowego. Obserwowaliśmy już jego słabość względem patriarchów wschodnich, a także w obliczu rosnącego uniezależnienia poszczególnych własnych metropolii. Takie tendencje odśrodkowe przejawiali nie tylko biskupi bawarscy, których poczynania w stosunku do Cyryla i Metodego niewiele miały wspólnego z dbałością o interes Kościoła powszechnego. Podobne zjawisko powolnego ograniczania wpływu Rzymu na decyzje episkopatu znane jest w historii Kościoła galijskiego. Wypływało to z bezpośredniej słabości administracyjnej urzędu papieskiego i braku ambicji przezwyciężenia tego stanu rzeczy przez poszczególnych papieży. I mimo iż bizantyjczycy postrzegali następcę św. Piotra jako zwierzchnika nad całą Europą na prawach równorzędnych z patriarchą Konstantynopola na wschodzie, jednak jego kompetencje okazywały się nierównie mniejsze od patriarszych. W rzeczywistości Ojciec święty miał wpływ jedynie na mianowanie i poczynania biskupów prowincji rzymskiej, ponieważ tylko tam podlegali oni bezpośrednio jurysdykcji papieskiej.
Szczególnie jaskrawo wyglądała sytuacja Kościoła niemieckiego. W X w. niezależne dotąd księstwa z najsilniejszym bawarskim i saskim zjednoczył w swoim ręku Henryk I z dynastii saskiej. On to zapoczątkował politykę sprzyjania Kościołowi, ale w kierunku wykorzystania jego potencjału politycznego w celu budowy i ugruntowania nowego zjednoczonego królestwa niemieckiego. Trzeba przyznać, że pomysł to nienowy, odtąd jednak ze szczególną konsekwencją wykorzystywany był w Niemczech. Postawił on tamtejszy Kościół w trudnej sytuacji: bogactwa materialnego i wsparcia politycznego ze strony państwa, a jednocześnie powolnego i coraz ściślejszego uzależnienia kleru niższego i wyższego nie od zwierzchników duchownych, lecz świeckich. Podobne zjawisko odnotowaliśmy już w cesarstwie Konstantyna Wielkiego i Justyniana. Jego pojawienie się w Europie miało zagrozić nie tylko pozycji papiestwa, ale i w konsekwencji suwerenności nawracanych ciągle na katolicyzm organizmów państwowych. Niech przed nami stanie przykład dylematu Mieszka I, który odrzucił możliwość przyjęcia chrztu z rąk biskupów niemieckich.
Taki obraz Kościoła przeczył zupełnie wizji, jaką nakreślił w Ewangelii Chrystus: nie miał w sobie nic z powszechności, nic z rządu dusz, nic z mocy duchowej udzielonej mu przez Ducha Świętego. A przecież w pismach Ojców Kościoła obecny jest tylko wizerunek Kościoła silnego świadomością przynależności do Chrystusa, własnej wyjątkowości i niezależności od władzy świeckiej. Taki Kościół ma prawo do sprawowania władzy duchowej nad całym światem. Prawo to i dążenie do jego realizacji, nakreślone najżywiej w dziełach św. Augustyna, nazywa się niekiedy uniwersalizmem chrześcijańskim. W momencie nawrócenia Konstantyna Wielkiego funkcję jednoczyciela religijno - politycznego świata chrześcijańskiego przejął również cesarz. I znalazł wielu zwolenników, na czele z samym papieżem, który uważał go za pierwszego sprzymierzeńca w tym doniosłym dziele.
W okresie panowania Karola Wielkiego problem pierwszeństwa duchowego cesarza i papieża zajmował już umysły wielu tęgich umysłów epoki. Wracano do historii starożytnego Rzymu, kiedy to istnienie cesarstwa warunkowało jedność Europy i jej bezpieczeństwo. Znane nam jest przecież przywiązanie do idei cesarstwa nawet u takich Ojców Kościoła jak św. Hieronim czy Ambroży, którzy widzieli nawrócenie wszystkich ludów na chrześcijaństwo najlepiej w ramach tego wielkiego tworu politycznego, gdyż on zapewniał trwałość i niepodzielność Kościoła. Niestety pozorna kontynuacja świetności Rzymu w Konstantynopolu przyniosła wiele wynaturzeń religijno - politycznych. Cesarz stał się tu faktycznym panem chrześcijaństwa. W historii przytacza się w tym miejscu spór papieża Gelazego I z Justynianem zaistniały na tle kompetencji religijnych w cesarstwie. A przecież jeszcze X w. mimo swej słabości papiestwo nie przestało być postrzegane jako serce nawróconej Europy. Pielgrzymi poczytywali sobie za obowiązek nawiedzić grób Apostołów Piotra i Pawła, u nich szukano lekarstwa na zło epoki. W sferze politycznej autorytet papieża znaczył jeszcze tyle, że wciąż od czasów Karola Wielkiego w jego kompetencjach leżało koronowanie nowych władców Europy. Sytuacja ta nie uległa zachwianiu, ponieważ do 962 r., czyli do koronacji cesarskiej Ottona I, nie pojawiała się żadna siła równorzędna Ojcu świętemu.
Właśnie za panowania tego cesarza warunki polityczne uległy radykalnej zmianie. Otton I okazał się władcą tak wielkiego formatu, że zmienił całkowicie obraz sił w Europie na najbliższe trzy stulecia. Przechwycił dążenia uniwersalistyczne tak sprawnie, że związał je na nowo z imieniem cesarskim. W następnych wiekach to właśnie cesarz niemiecki postrzegany będzie jako pan panów chrześcijańskich, głowa rodziny królów europejskich, animator ich poczynań wewnętrznych i zewnętrznych, a nade wszystko rzeczywisty zwierzchnik duchowy i polityczny Kościoła, sprawujący prawną kontrolę nad nim. Jak do tego doszło? Jak dokonał tego w ciągu niespełna czterdziestu lat panowania jeden z władców podrzędnej dotąd dynastii?
Jak się już rzekło, druga połowa IX wieku, to jedne z najciemniejszych lat w historii następców św. Piotra. Świadczy o tym kilka skandali, jakie miały miejsce na dworze papieskim po śmierci Hadriana II, kiedy to sądzono czyny nieboszczyka papieża Formozusa, a następnie wrzucono jego ciało do Tybru. Następnym kandydatom nakładały tiarę możne rody italskie, zawsze w atmosferze walki i niskich ambicji. Nową epokę wyznacza dopiero pontyfikat Jana XII, który nie umiejąc sobie poradzić z zależnością od magnaterii rzymskiej postanowił wezwać na pomoc, zupełnie jak ongiś Grzegorz III, najsilniejszego pana świeckiego. Wydawał się rozpoznawać go w Ottonie I i nie pomylił się. Kiedy ów ochoczo zjawił się w Rzymie na prośbę papieża został przez niego ogłoszony i namaszczony na cesarza w roku 962, natomiast papież i panowie rzymscy złożyli przysięgę wierności według tamtejszego zwyczaju. W konsekwencji cesarz posiadł zwierzchność nad Państwem Kościelnym.
Jest to data niezmiernie ważna. Wyznacza początek istnienia nowego tworu politycznego: Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, które miało zniknąć zduszone dopiero przez Napoleona. Organizm ten wskrzeszał starożytną ideę odbudowy państwa Cezara, a wraz z nią odnowy świata chrześcijańskiego poprzez związanie całego Kościoła z potęgą nowego zwierzchnika. Uniwersalizm chrześcijański zyskał nowy charakter: koncentrował się wokół siły politycznej i to nie Państwa Kościelnego, które miało poniekąd pełnić tę rolę, ale państwa niemieckiego. Papież bardziej niż kiedykolwiek przedtem przestał odgrywać rolę przewodnika duchowego Kościoła, gdyż przyjął na siebie odpowiedzialność za wypełnianie poleceń, niekiedy nawet całkiem słusznych i służących pożytkowi wiernych, kolejnych cesarzy. Od kiedy Leon VIII, następca Jana, złożył przysięgę wierności cesarzowi, papież stawał się niejako urzędnikiem, raz gorszym, raz lepszym, na służbie u władcy chrześcijańskiej Europy. Ta przysięga to coś więcej niż przyrzeczenie pomocy z późniejszych czasów - to złożenie politycznego hołdu i zrzeczenie się prawa do suwerennej polityki, uznanie własnej podległości lennej papieża względem suzerena, którym czynił Ottona I. Oto, w jakim kierunku potoczyła się historia Kościoła dzięki zręczności jednego człowieka i słabości innego. Trudno do końca odpowiedzieć na pytanie, czym kierował się w swej decyzji Jan XII, mimo iż postępował jak świecki możnowładca i żył raczej nieobyczajnie. Trudno jednak do końca oskarżać go o skutki tego kroku. Warunki polityczne jego władztwa były wręcz opłakane. Jego poprzednicy od kilku pokoleń nie starali się nawet spoglądać dalej niż do końca własnego pontyfikatu, nie przejawiali cienia dążeń uniwersalistycznych, nie myśleli prawie nigdy o Kościele jako całości ich patrymonium, nie czuli się za niego odpowiedzialni. Z pewnością w 960 r. Jan wzywając Ottona I do Rzymu próbował powielić sytuację sprzed półtora wieku, kiedy to Karol Wielki wskrzesił nie tylko wielkość papiestwa, ale pozostał mu wierny do końca swego panowania, choć i tu zatargi nie należały do rzadkości. Niestety jednak zmieniły się warunki, a Otton I wykazał się niezwykłym wprost talentem politycznym i myślał zupełnie innymi kategoriami niż pobożny Karol. Tamten porównywał się do Dawida, sprawującego władzę w imieniu Boga u boku Ojca świętego, najwyższego kapłana, ten stawał się zwierzchnikiem na wzór bizantyjskiego basileusa, cesarza-kapłana, cesarza-bóstwa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że czerpał całymi garściami z dziedzictwa wschodniej filozofii władzy, całkowicie obcej kulturowo naszemu kręgowi cywilizacyjnemu.
Jakie były bezpośrednie skutki takiego obrotu rzeczy? Nawet piewca dynastii saskiej, znany nam Polakom od swej gorszej strony, kronikarz Thietmar nie mógł oprzeć się wyrażeniu nagany względem Ottona I. Usuwał z urzędu kolejno Jana XII i Benedykta V, ponieważ padali ofiarą niesnasek politycznych w Rzymie lub postępowali niezgodnie z jego wolą. Praktyka wyznaczania kandydatów do tiary i zatwierdzania ich stała się z czasem tak powszechna, że zapomniano czasów, kiedy papieżami zostawali po prostu biskupi Rzymu, a następnie duchowni wybrani przez kolegium kardynalskie. W pierwszej połowie XI w. tron papieski opanowali Krescencjusze, jeden z rodów rzymskich, powolnych cesarzowi bardziej niż sąsiadujący z Niemcami książęta świeccy. Wówczas codziennością stało się przejmowanie najwyższego urzędu duchownego Europy na drodze wykupu, czyli symonii. Znamy wypadki, kiedy również zrzekano się go dla uzyskania wyższych dochodów niż z patrymonium papieskiego. Cesarz nie tylko powoływał i odwoływał następców św. Piotra, był obecny na wszystkich synodach Kościoła powszechnego i niemieckiego , zabierał na nich głos w sprawach administracyjnych i doktrynalnych. Z czasem w jego kompetencjach leżało zwoływanie takich synodów i zatwierdzanie ich postanowień. Posiadał więc nieograniczony wpływ na decyzje papieża i episkopatu rzymskiego. Nie należy jednak przesadzać ze skrajnie złą oceną posunięć cesarza. Jan XIII, obrany następcą Benedykta V był człowiekiem godnym szacunku. Natomiast za pontyfikatu Benedykta VII, popieranego przez Ottona II, rozpoczęto dzieło odnowy Kościoła w duchu reformy monastycyzmu. Reforma ta, znana w historii jako reforma Cluny, wlała w życie Kościoła nowego ducha: ducha ascetyzmu, duchowości opartej na mądrości Ojców Kościoła. Powstała ona w umyśle opata Majola z Cluny, który odmówiwszy przyjęcia tiary postanowił wzmocnić urząd następcy św. Piotra poprzez odnowę życia duchowego klasztorów, zaplecza duchowego Kościoła. On to wraz z Benedyktem VII rozpoczął walkę z powszechną już w tych czasach symonią, wskazując na jej opłakane skutki, upadek morale Kościoła i jego rosnące osłabienie. Cluny podporządkowane bezpośrednio jurysdykcji papieża, wolne od wpływów panów świeckich, zainicjowało sieć klasztorów zajmujących się odnową umysłową i moralną Kościoła. Z jej zdobyczy czerpali papieże podejmujący myśl odnowy w wiekach następnych.
A więc idea uniwersalizmu chrześcijańskiego nie została zaprzepaszczona do końca. Na początku następnego stulecia podjął ją papież Grzegorz VII, największy chyba dostojnik duchowny od pontyfikatu Grzegorza Wielkiego. Współpracując z Ottonem III, przez niego wybrany i osadzony na tronie, dostrzegł on konieczność powrotu do wizerunku Kościoła niezależnego od władzy świeckiej. Stało się to możliwe dzięki wybitnej umysłowości cesarza, którego z kolei wizja cesarstwa oparta była o najlepsze wzorce polityczne epok wcześniejszych, a przy tym wolna od naleciałości bizantynizmu zadziwiała współczesnych oryginalnością myśli. Nie znalazła też u nich zrozumienia idea budowy organizmu politycznego zrzeszającego wolne narody według ich własnej woli przynależności, organizmu stawiającego na równi władców chrześcijańskiej Europy sprzymierzonych wokół cesarza dla budowania prawdziwej cywilizacji chrześcijańskiej. Umierając w 1002 r. Otton III zostawił swoje dzieło realizacji uniwersalizmu w stanie niedokończonym, a właściwie dopiero rozpoczętym, szybko też upadło ono ku wielkiej radości Thietmara i innych wielmożów niemieckich przywiązanych do tradycji pierwszego cesarza niemieckiego. "Civitas terrena" jeszcze raz okazało się silniejsze od "Civitas Dei", ale już św. Augustyn rozumiał konieczność walki między dwiema zwierzchnościami ziemskimi, z których jedna reprezentuje "interesy" nieba, druga zaś przejawia ambicje czysto świeckie. Kiedy papiestwo w ciągu następnego stulecia dojrzało do zrozumienia tej myśli wielkiego Ojca Kościoła, podjęło walkę z cesarstwem w imię dobra Kościoła. Walka ta znana jest w historii jako walka o inwestysturę i wrócimy do niej na łamach "Adsum". Sprawy poruszane powyżej są o tyle aktualne, że i dzisiaj pojawiają się pomysły zjednoczenia Europy. Baczmy, kto do tego prowadzi i w jakim celu, oraz ku czyjemu pożytkowi. Czy aby nie jest to powielenie znanych nam schematów postępowania w zmienionych warunkach politycznych.