Najnowsza encyklika papieża Franciszka odbiła się w mediach szerokim echem. W mojej opinii słusznie, że wzbudziła dyskusję, bo wydany dokument papieski to analiza rzeczywistości, której świat potrzebuje. Papież okazał się być człowiekiem rozumiejącym kompleksowo problemy współczesnego świata, choć też nie pozbawionym własnych doświadczeń.
Bardzo szybko przeczytałem tę encyklikę i z tego powodu byłem zadziwiony instrumentalizacją dokumentu w przestrzeni publicznej. Obserwując przekaz medialny o dokumencie z różnych stron katolickiej bańki informacyjnej, można było wyróżnić dwie jaskrawe interpretacje. Pierwsza, to spiskowa teoria dziejów usiłująca papieża Franciszka umieścić w roli narzędzia masonów lub co gorsza, jednego ze współprzywódców Nowego Światowego Porządku (ang. NWO – New World Order). Druga skrajna wykładnia, to ubranie głowy Kościoła w strój rozczulonego, słodkawego ojczulka, który mówi, że mamy być tak wrażliwi i miłosierni, by nikogo wrażliwością nie oszczędzać.
Pierwsza kategoria nadawców, sugerująca, że „papież chce utworzyć rząd światowy” cieszy się niestety sporym zainteresowaniem, a została rozpowszechniona przez Michała Krajskiego na jednym z prawicowych portali. Jest ona po prostu manipulacją połączoną z fantazjami spiskowymi autora. W jego artykule dla portalu prawy.pl można znaleźć taki zarzut: „Franciszek stawia co prawda głównie nacisk na umacnianie organizacji międzynarodowych i pisze, że »globalny autorytet« nie musi być »autorytetem osobowym« (czytaj: nie musi być to rząd światowy), ale nie wyklucza tego”.
Jak napisał sam autor, nie ma w publikacji papieża wzmianki o zorganizowaniu światowego rządu. Zacytowany argument, jak i reszta rzucanych przez pana Krajskiego teorii, są luźnymi, nieostrymi oskarżeniami. Osoba, która przeczyta encyklikę w całości bez uprzedzeń z łatwością podważy domniemane zarzuty. Nie będę odnosił się osobliwie do każdego, a wytłumaczę swoją interpretację fragmentów, które odnoszą się do porządku światowego.
Z jednej strony, ideałem głowy Kościoła jest międzyludzka współpraca. Wskazane są błędy realnego kształtu organizacji instytucji międzynarodowych, które mają służyć zwykle interesom silnych. Wskazane jest pozoranctwo i instrumentalizacja pomocy krajom dotkniętym wojnami, głodem i innymi katastrofami.
Być może pewne fragmenty odbieram i interpretuję osobiście, ale właśnie produktyzacja pomagania jest tematem, w którym widzę wielką krzywdę najuboższych. Widać to na każdym kroku, od mody na wolunturystykę wśród zachodnioeuropejskiej elity i klasy średniej przez eksploatację globalnych koncernów uboższych terenów. Także wyludnianie niektórych obszarów spowodowane dramatycznymi nierównościami, aż po globalne ustalenia i działania państw oderwane realnie od problemów lokalnych społeczności.
W szumnych zapowiedziach państw pierwszego świata na rzecz pozostałych, brakuje uczciwej pomocy krajom peryferyjnym. Papież dostrzega, że organizacje międzynarodowe mając niesłusznie poczucie wyższości, narzucają kulturę neoliberalną państwom trzeciego świata. Dokładnie kilka zdań przed cytatem, na który powołuje się Michał Krajski, autor encykliki sprzeciwia się takiej instrumentalizacji polityki międzynarodowej oraz akcentuje potrzebę sprawiedliwego dostępu do mechanizmów prawnych w rzeczywistości świata zglobalizowanego:
Papież zauważa, że w zmasowanym systemie dobitnie krystalizuje się samotność człowieka. W jego opinii przybywa więcej rynków zbytu, na których ludzie odgrywają rolę konsumentów i obserwatorów. Rozwój globalizmu służy przede wszystkim najsilniejszym, rozmywając tożsamość najsłabszych. Konsekwencją całego tego procesu jest głębokie wyobcowanie, wyrwanie człowieka z korzeni. „Społeczeństwo coraz bardziej zglobalizowane zbliża nas, ale nie czyni nas braćmi” – stwierdza. Braterstwo zostało sprowadzone do przelotnej znajomości, wiemy o sobie coraz więcej dzięki globalizacji, jednocześnie czując się wobec siebie coraz bardziej wyobcowani.
Płynnie warto przejść do drugiej fałszywej, w mojej ocenie, narracji towarzyszącej temu dokumentowi. Starałem się wykazać dotychczas, że papież widzi świat zachodni, który nie realizuje złotoustych intencji, za którymi stara się ukryć swoją zaborczą i pozbawioną solidarności politykę. Już sama krytyka tego świata pokazuje, że nie mamy stać się biernymi obserwatorami, którzy kryją się za frazesami o dobrotliwości i pustosłownej miłości. Nasze zaangażowanie nie powinno sprowadzać się tylko do cukierkowego chrześcijaństwa, ale przede wszystkim powinno nieść sprzeciw wobec tego co i w jaki sposób realizują decydenci w skali globalnej.
Inkulturacja, która jest niczym innym jak pozbawieniem narodów ich tożsamości, jest naturalną konsekwencją socjologicznej przemocy globalistów i międzynarodowych instytucji. Mało kto tak dobrze zna ten problem jak Polacy. Jeszcze niedawno, ambasador jednego ze światowych mocarstw pouczała nasz kraj o byciu „po złej stronie mocy”. Podobnie widzimy to na płaszczyźnie międzynarodowej, kiedy politycy Europy Zachodniej narzucają nam kształt prawa aborcyjnego i innych, już mniej znaczących cywilizacyjnie obszarów życia społecznego.
Trzeba w tym miejscu wyraźnie rozgraniczyć papieża mówiącego o dobru, pięknu i miłości od papieża chcącego nam powiedzieć czym jest ta triada. Papież w pierwszym rozdziale, który tytułuje „Mroki zamkniętego świata”, ostrzega przed wieloma zagrożeniami i pułapkami zamkniętymi w „ideologiach różnych kolorów”. Ostrzega przed wyrzeczeniem się kulturowych tradycji, odrzuceniem autorytetu starszych ludzi i postępującymi ideologiami antynatalistycznymi. Czyż nie jest to prawdziwy obraz współczesnych zmagań cywilizacyjnych? Jest to literalne zanegowanie paradygmatów neoliberalnych. W końcu wskazuje również, że reżim poprawności politycznej zniszczył zdrową debatę nad problemami społecznym, a część społeczeństwa z tej debaty międzyludzkiej chce się zupełnie wykluczyć. Zachęca młodych, by spojrzeli na swoją przeszłość i w budowaniu przyszłości odrzucili wizję tych, którzy chcą o przeszłości zapomnieć.
Dyplomatyczny język wskazujący „ideologie różnych kolorów dekonstruujące świat i próbujące zdefiniować wolność od zera” jest wprost odniesieniem do postmodernistycznego konstruktywizmu. Pokuszę się o twarde stwierdzenie, że chodzi tutaj o tęczową rewolucję, która zbiera żniwo wśród młodego pokolenia na całym świecie. Ten fragment został jednocześnie solidarnie przemilczany przez opisywaną przeze mnie „drugą narrację”.
To co mnie ujęło w dokumencie to fakt, że jest to analiza człowieka twardo stąpającego po ziemi. Autor nie jest na pokaz „wrażliwym”, zarozumiałym, wskazującym „co trzeba zrobić, aby było dobrze”. Nie wpisuje się w tendencje do rozmydlania zagadnień, pieszczenia się nieistotnymi troskami, oderwanymi od problemów ludzkości. W swoim dokumencie sugeruje, że za modami opartymi na ekologii i prawach człowieka kryje się egoizm i bigoteria.
Papież Franciszek krytykuje świat rozmydlony za niszczenie lokalnych tradycji narodowych, chce na powrót świata różnorodnego i sprawiedliwego, który został przykryty przez świat wygodnictwa i konsumpcji, tworząc kształt ludzkości pozbawionej trwałych wartości moralnych.
Wydawałoby się, że encyklika powinna spotkać się wyłącznie z krytyką międzynarodowych korporacji, ludzi wpływowych i polityków, niestety jej interpretacja padła ofiarą spiskowców i obozów prowadzących swoje interesy wewnątrzkościelne. W tych miejscach do których miała trafić, próżno szukać jakiejś, choćby symbolicznej, odpowiedzi. Sporo kontrowersji wywołał za to dokument wśród wiernych.
Osobiście, żeby nie pozostawić encykliki Fratelli Tutti bez własnej krytyki muszę się przyznać, że sam miałem wiele wątpliwości dotyczących tego dokumentu. Chyba największym jest żal, że jako katolik nie czytałem go jak wyznania wiary, ale raczej jak świecki tekst. Z jednej strony słusznie wyzbywa się Ojciec Święty moralizatorstwa, ale z drugiej odniosłem subiektywne i silne wrażenie, że papież nie ma potrzeby budowania na Chrystusie porządku świata. Taka niepewność mogła pojawić się także w głowach innych katolików na świecie.
/łb