Gdybym w swej pysze miał rościć sobie prawo do myśli, że posiadam stałych czytelników to zapewne grupa ta kojarzyłaby fakt, że wstęp okraszam najczęściej jakimś nietypowym, humorystycznym akcentem. Dziś jednak nie będzie nic wesołego. Żarty się skończyły. W zamian za to zachęcam do kontaktu mailowego, gdyby ktoś chciał podyskutować o podanych poniżej tezach lub uznał je za zbyt daleko idące. Sprawa poważna, spotkamy się bowiem dzisiaj wokół tematu krytyki wobec papieża.
Niebawem minie 8 lat od zaskakującej decyzji Benedykta XVI o ustąpieniu z tronu Piotrowego oraz następującego niedługo później konklawe, które głową Kościoła obrało kardynała Jorge Mario Bergoglio. Przyjąwszy po wyborze imię Franciszek, w niedługim czasie spotkał się z krytyką, która trwa do dnia dzisiejszego. Nie mam tutaj akurat na myśli głosu przedstawicielki świata kultury, która stwierdziła, że „ch..a wybrali na papieża”. Z drugiej strony słowa p. Ewy Wójciak, ówczesnej dyrektor poznańskiego Teatru Ósmego Dnia, warto odnotować, gdyż w Polsce w tamtym czasie jeszcze nie licowało z godnością takie mówienie o biskupie Rzymu. Celowo piszę, że w tamtym czasie, bowiem dziś, niestety, na wielu ludziach nie zrobiłyby już wrażenia. O tym w dalszej części artykułu, natomiast teraz pozostańmy przy konstatacji, że wówczas wyzwiska pod adresem nowo wybranego papieża były oznaką, że idzie „nowe”. Jakiś czas media powtarzały wątek oskarżeń o współpracę z juntą wojskową, temat jednak umarł śmiercią naturalną.
Na początku pontyfikatu tego rodzaju krytyka przychodziła z zewnątrz, od osób, które z Kościołem nie miały nic wspólnego. Jak wspomniałem wcześniej, słowa p. Wójciak chciałem tylko odnotować. W artykule zasadniczo chciałbym skupić się na krytyce rodzącej się w łonie wiernych Kościoła katolickiego. Podzielić możemy ją na kilka rodzajów.
W publicystyce, nazwijmy ją prawicową, częstokroć pojawiają się głosy krytyczne, czy to wobec samego papieża, czy wobec hierarchii, czy też Kościoła jako całości. Wspólnym mianownikiem jest realna, bądź postulowana troska o dobro Kościoła. Innymi słowy: jeśli Kościół w ocenie publicystów podąża złą drogą to wskazują, by wstąpił, czy też powrócił na drogę wg nich właściwą. W przypadku krytyki wyrażanej w prasie wobec papieża możemy stworzyć dodatkowe podzbiory. Z jednej strony będziemy wtedy mieli dostępne artykuły próbujące wchodzić w polemikę w sposób merytoryczny, z podaniem źródeł, bez nacechowania emocjonalnego. Z drugiej ze smutkiem jako przykład muszę podać p. Rafała Ziemkiewicza, który niegdyś stwierdził: „Papież to idiota. Straszne.”. Wpis ten odnosił się do słów Franciszka na temat odpowiedzialnego rodzicielstwa, w którym wzywał on do świadomych decyzji, a nie „mnożenia się jak króliki”. Nie wchodząc w ocenę słów papieża pozwolę sobie ocenić słowa redaktora. Rafał Ziemkiewicz bronił się później, że dzięki takiemu wpisowi wiele osób dowiedziało się o sprawie. Jednak stosowanie inwektyw nie jest odpowiednim środkiem, a jeśli z tej dyskusji z papieżem miałoby wynikać coś dobrego, to powinna się odbywać na poziomie merytorycznym. O ile ze stron środowisk lewackich słowa takie bolą, ale nie szokują, o tyle na prawicy oczekujemy elementarnego szacunku do Głowy Kościoła.
Ciekawym przykładem jest Antonio Socci, autor książek krytycznie oceniających obecny pontyfikat. Mało znanym faktem jest wysłanie do tego autora listu przez Franciszka, w którym papież dziękuje za krytykę i stwierdza, że pomaga ona w podążaniu po właściwej ścieżce, wytyczonej przez Pana. List kończy się prośbą o modlitwę i błogosławieństwem. Podpisany jest: „Twój brat i sługa w Panu. Franciszek”. Jakież piękne świadectwo!
Drugim przykładem krytyki jest nawiązywanie do Apokalipsy św. Jana. Przykład ten może być dla wielu szokujący, jednak jako żyjący swoim życiem, zwłaszcza w Internecie, wart jest odnotowania. Bardzo szybko po objęciu pontyfikatu przez Franciszka w Sieci pojawiły się próby dopasowania go do subiektywnych interpretacji Księgi Objawienia. Najczęstsze porównanie odnosiło się do postaci Fałszywego Proroka, który ma przygotować drogę apokaliptycznej Bestii. Po wynikach oglądalności można wnioskować, że w Polsce dużą popularnością cieszyły się (teraz już chyba mniej) orędzia pochodzące z Irlandii. Nie będę przywoływał tutaj imienia „widzącej” ani nazwy tych objawień. Wystarczy powiedzieć, że część ich treści stanowiły ostrzeżenia przed Franciszkiem jako Fałszywym Prorokiem.
Ktoś powie, że niepotrzebne jest przywoływanie tak marginalnego zjawiska, tymczasem jeszcze kilka lat temu narracja ta miała się dobrze w polskim Internecie. Obecnie odnoszę wrażenie, że osłabła, natomiast często w mediach społecznościowych nadal można znaleźć komentarze, które zamiast dyskusji i zadawania pytań wolą uciąć sprawę jednym stwierdzeniem, że „to nie jest papież, a heretyk”.
Przechodzimy tutaj do kolejnego rodzaju krytyki. We wspomnianych przed chwilą komentarzach często pojawia się dodatkowy wątek. Mianowicie stwierdza się, że Franciszek nie jest prawdziwym papieżem. Tym pozostaje Benedykt XVI, który w jakiś sposób został zmuszony do rezygnacji. Skoro nie odbyła się ona dobrowolnie to jest nieważna, a zatem kard. Ratzinger pozostaje jedynym ważnie wybranym papieżem. Narracji tej nie przeszkadzają choćby zdjęcia ze wspólnych spotkań obecnego i emerytowanego biskupa Rzymu oraz wyjaśnienia składane przez Benedykta XVI. W tym kontekście zaledwie kilka dni głos zabrał kard. George Pell, do niedawna odbywający haniebnie zasądzoną karę więzienia. Stwierdził on, że trzeba będzie wypracować rozwiązania prawne, które pozwolą w przyszłości w sposób jasny i klarowny postawić tamę tego rodzaju spekulacjom, gdyby doszło do kolejnej rezygnacji. Skoro padły słowa kardynała, to przejdziemy do kolejnego rodzaju krytyki.
Nie wiem, czy można tutaj mówić o krytyce, czy raczej powinienem napisać o pożądanym modelu, tj. o dyskusji, stawianiu pytań i wyjaśnianiu kwestii, które wyjaśnienia wymagają. Media bowiem potrafią wiele rzeczy przekręcić i dla wielu z nich (włączając katolickie, „katolickie”, lewicowe, prawicowe) zgrabną tezą jest ustawianie np. kard. Roberta Sarah czy kard. Raymonda Burke na pozycji przeciwników papieża. Dla tej narracji niezauważalne jest, że sami zainteresowani wielokrotnie podkreślali publicznie swoje synowskie oddanie i miłość do papieża. Pamiętam rekolekcje organizowane przez „Civitas Christiana”, które wygłosił właśnie kard. Burke i trzeba zaznaczyć, że w ich trakcie nie powiedział choćby słowa, które mogło być skierowane przeciwko papieżowi.
Ciekawym przykładem jest bp Athanasius Schneider, przedstawiany tylko jako krytyk papieża. Mało osób natomiast wie, że jest on autorem obszernego tekstu (dostępnego również w jęz. polskim) w którym bardzo mocno broni Franciszka przed zarzutami o nieważności wyboru i dalszym sprawowaniu władzy przez Benedykta XVI. Po podpisaniu przez papieża i wielkiego imama wspólnej deklaracji o ludzkim braterstwie dla pokoju biskup Schneider w trakcie audiencji dopytywał Franciszka o jeden fragment deklaracji. Jak wspomina, papież zachęcał obecnych do odważnej, a nawet krytycznej rozmowy. Po dyskusji Franciszek doprecyzował to konkretne zagadnienie (chodziło o pluralizm religijny) i upoważnił obecnych biskupów, aby efekt tej rozmowy upublicznili i przekazywali w swoim nauczaniu. Oczywiście, zdarzają się także wśród hierarchii słowa wykraczające daleko poza pole dopuszczalnej dyskusji. Dla części opinii katolickiej takim przekroczeniem były chociażby dubia złożone swego czasu przez czterech kardynałów. Nie będę teraz wchodził w ich ocenę, natomiast na przykładzie działań hierarchów, którzy z wielkim szacunkiem podchodzą do papieża, a jednocześnie dopytują czy proszą o doprecyzowanie pewnych spraw upatrywałbym pożądanego modelu rozmawiania o sprawach trudnych.
Możemy oczywiście stwierdzić, że sama dyskusja z papieżem jest niedopuszczalna i znamionuje brak pokory i posłuszeństwa. Wydaje się jednak, że nie unikniemy jej w czasach fake newsów, przekręcania słów, wyciągania wypowiedzi z kontekstu, podciągania czyjejś opinii pod swoją ideologię. Naprawdę, nie potrzeba tutaj złej woli z którejkolwiek strony, by wytworzyła się sytuacja, w której będziemy zmuszeni dopytać lub sięgnąć dokładnie do źródła.
Przechodząc powoli do podsumowania pragnę zaznaczyć także, że sama krytyka papieża i papiestwa nie jest rzeczą nową. Nie wchodząc już w dialog między św. Pawłem a św. Piotrem, nie rozwodząc się nad intencjami Marcina Lutra, spójrzmy na trzy ostatnie pontyfikaty. Św. Jan Paweł II zmagał się z wielką krytyką w czasie pontyfikatu. Zdarzało się, że był zagłuszany w czasie wystąpień, publicznie formułowano wobec niego krytykę, m.in. za godną podziwu walkę o życie nienarodzonych dzieci. Jeśli mówimy o Benedykcie XVI to od razu na myśl przychodzi choćby „papież promujący AIDS”, który w „nieludzki” sposób upiera się przy zakazie antykoncepcji. Z polskiego podwórka przykładem mogą być wypowiedzi pewnego księdza z Krakowa (a w zasadzie to z Warszawy) który publicznie podważał sensowność tzw. uwolnienia Mszy trydenckiej. Mieliśmy także publiczną wypowiedź innego kapłana, że „chyba lepiej, żeby papieże umierali”.
Żeby była jasność: to, że nie jest to nowe zjawisko nie oznacza przyzwolenia na atakowanie papieża jako osoby i jako instytucji. Zresztą mam nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu jest to jasne. To, że zjawisko to trwa od dawna jest dla nas raczej wezwaniem do stawania w obronie papiestwa. Do przypominania, zwłaszcza po naszej stronie, że czcze oskarżenia nic nie wnoszą, a w razie wątpliwości trzeba sięgać do źródeł, stawiać pytania i poszukiwać prawdy. Tyle i aż tyle.
Wrócę na chwilę do myśli z początku, że dziś słowa poznańskiej przedstawicielki świata kultury nie wywołałyby takiego szoku, choć minęło wcale nie tak wiele lat. Przykładem niech będzie niedawna debata kwartalnika „Społeczeństwo” pt. „Jan Paweł II – patron obywatelskości” (relację znajdziecie Państwo w tym numerze kwartalnika). Nie będę tutaj cytował komentarzy, natomiast ok. 90% było po prostu wulgarnych i obraźliwych. Niestety wchodzimy, czy w zasadzie już weszliśmy w czasy, w których wyzwiska pod adresem papieża nie są jednostkowym wybrykiem.
W tytule celowo umieściłem nawiązanie do słynnej frazy wypowiedzianej przez papieża na temat homoseksualistów: „Kim jestem, by go oceniać?”. To nie tylko znak pokory, czy – jak kto woli – element kreowania się na pokornego. To przede wszystkim doskonały przykład, że przed wejściem w dyskusję trzeba sięgać do źródeł. Czy wiecie Państwo jak brzmiała cała wypowiedź papieża Franciszka? Nie będę jej tu podawał, sięgnijcie proszę do niej. To wszystko nie jest takie proste.
/łb