27 maja Minister Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergiej Ławrow, na posiedzeniu rosyjskiej Rady Ministrów, miał oskarżyć Europę o wypowiedzenie Rosji wojny totalnej, przy czym zwrócił uwagę na, wynikające z rusofobii, wykluczenie z obiegu światowego rosyjskiej kultury.
Na ten element chciałbym zwrócić szczególniejszą uwagę. Wypowiedź ministra może być uważana za mało ważną, ale nie należy wykluczyć, że mówił on o tym co go i rosyjskie ośrodki władzy boli w sposób szczególny. Szeroko rozumiany „Zachód” chyba rzeczywiście ograniczył obecność rosyjskiej kultury w swojej przestrzeni, podobnie zresztą uczyniono ze sportem. Jeżeli wziąć pod uwagę konsekwencje bezpośrednie, to działania te nie powinny być dla Rosjan tak dotkliwe jak te związane z wymianą gospodarczą. Zresztą z drugiej strony od czasu do czasu, tak na dalszym Zachodzie jaki i u nas, pojawiają się opinie, w jakiś sposób wychodzące naprzeciw wypowiedzi Ławrowa, że przecież dzieła kultury nie są winne wojnie. To może nawet być i racja, ale wydaje się, że irytacja ministra wynika z czegoś innego niż troska o samą kulturę. To co dokonało się w ostatnich miesiącach na Zachodzie, to swoiste zasłonięcie żelaznej kurtyny, nie wiadomo zresztą czy dokonane na długo, ale jednak mające miejsce. Nie możemy zapominać o tym, co wiedzą rosyjskie elity polityczne, że poprzez instytucje i ludzi kultury dokonywano ze strony Rosji penetracji krajów Zachodu i coś, co wyglądało na działalność kulturalną, często było ofensywą ideologiczną czy akcją wywiadowczą. Tak było za sowietów, ale i wcześniej Rosja carska operowała w obszarze szeroko rozumianej kultury. Warto w tym kontekście przypomnieć opisującą realia aktywności na tym polu w czasach sowieckich, powieść Vladimira Volkoffa „Montaż” zaznaczając, że autor lubił rosyjską kulturę i w kwestii wojny na Ukrainie jego poglądy mogłyby być dla nas nieoczywiste.
Za Putina podtrzymywano taką aktywność. Raczej nie jest tajemnicą, że międzynarodowe związki sportowe były bogato finansowane przez rosyjskie czynniki, niekiedy prywatne, a niekiedy państwowe. Praca propagandowa ludzi opłacanych przez Kreml z pewnością odbywała się zgodnie z zasadą pasów transmisyjnych. W jednym środowisku była nim muzyka poważna, czy balet, w innym film, gdzie indziej prasa. Wszystkie te kanały w tej chwili stoją nieczynne. W warunkach propagandy wojennej Rosja może zrobić naprawdę niewiele. Jak się wydaje, w drugą stronę działa to podobnie. W rosyjskich kinach pewnie nie gra się nowych zachodnich filmów, a wymiana w innych obszarach kultury chyba również została zatrzymana. Z tym, że tzw. Zachód jakoś z tym żyje i nie narzeka. Z drugiej strony, jak widać, jest inaczej.
Ławrow zarzuca „Zachodowi” rusofobię. Cokolwiek pod tym pojęciem się kryje może w określonej sytuacji politycznej być diagnozą częściowo słuszną - ostatnie tygodnie wiele zmieniły w podejściu ludzi Zachodu do rosyjskości jako takiej, nie wiem czy tego rodzaju odmiana negatywnej reakcji uczuciowej będzie czymś długotrwałym, nie wiem czy coś takiego powinno być. Nie wiem też jak miałaby być zorganizowana obecność kultury rosyjskiej na Zachodzie, w tym także w Polsce, aby była ona wyrazem autentycznej potrzeby obcowania z rzeczywistą kulturą, a nie działaniem propagandy, w której rzeczona kultura będzie tylko pretekstem dla czegoś całkiem innego. Zresztą, co do kultury będącej narzędziem takiej czy innej indoktrynacji, problem z całą pewnością jest znacznie szerszy.
/mdk