Sri Lanka. Eden z brzemieniem kolonializmu

2025/06/18
87 Fot. Krzysztof Niemczyk
Fot. Krzysztof Niemczyk

Nigdy sobie nie wyobrażałem, że w grudniu 2024 odwiedzę ten niemal tropikalny kraj, aby poznać kulturę i tradycje buddyjskie. Pan Bóg jednak potrafi nas czasem zaskoczyć i posłać w odległe miejsca, które zupełnie zmieniają patrzenie na świat. Znalazłem się na Sri Lance, która nie tylko stała się moim pierwszym spotkaniem z Azją, ale również nauczyła mnie nieco innego, szerszego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. Myślę, że warto podzielić się tym doświadczeniem, bo jest to dość nieoczywisty kierunek świata.

Raj smakoszów czaju

Nie będę ukrywał, że osobiście nie jestem wielkim fanem herbat. Moja klasyfikacja dzieli je na czarną, zieloną i owocową. Cóż to jednak byłaby za wyprawa do Cejlonu, gdybym nie pojechał zobaczyć tych owianych sławą wzgórz herbacianych i nie przeszedł uproszczonego kursu parzenia tego napoju. Wydaje mi się, że to punkt obowiązkowy dla każdego jadącego na Sri Lankę. Piękne, mieniące się zielenią wzgórza, skąpane w promieniach słońca, przypominają niekończący się ocean krzewów i jest to widok zapierający dech w piersiach. Bez wątpienia uroku dodaje mu pojawiająca się tu i ówdzie architektura brytyjska, kolonialne domki z tarasami orientowanymi na wschód słońca. No i oczywiście ogromne napisy przypominające te z Hollywood, na których widnieją nazwy producentów herbaty. Widok jak z bajki! Jednakże za tym bajecznym klimatem kryje się, po pierwsze, smutna historia kolonialnego ucisku, a po drugie – wciąż obecny wyzysk. Za jedną herbatę w brytyjskiej kawiarni zapłacimy czasem więcej, niż wynosi dzienne wynagrodzenie pracownika plantacji, który w pełnym słońcu, narażony na tropikalne choroby i ukąszenia jadowitych węży, dźwiga na swoich plecach 30 kilogramów drobnych listków.

Może będzie to dla wielu zaskoczeniem, ale warto nadmienić, że generalnie znacznie lepsze jakościowo oraz pod względem smaku herbaty wypijemy u siebie w domu niż na Sri Lance, ponieważ najlepszy susz idzie na eksport, a w kraju produkcji pozostaje niestety ta gorsza część. Jako ciekawostkę dodam, iż w 2022 roku lankijski rząd ogłosił światu, że zbankrutował, bo pobrane kredyty przewyższyły możliwości spłaty. Chcąc jednak mimo to jakoś uporać się z dziurą w budżecie, zaproponował swoim kredytodawcom, że zadłużenie może być spłacane właśnie tym dobrem narodowym, jakim jest herbata. I jeden z krajów nawet na to przystał.

Kraj barw i zapachów

Już w momencie opuszczenia samolotu warto wziąć głęboki wdech, nie tylko dlatego, że po dziesięciu godzinach lotu chce się zaczerpnąć świeżego powietrza, lecz z powodu niesamowitego zapachu Cejlonu. Składa się na niego zarówno dym licznych kadzidełek stawianych przy każdym ołtarzyku, jak i woń rozlicznych uprawianych tam przypraw. Znane również w Polsce dymiące „pałeczki” nie tworzą ogromnych kłębów dymu jak kadzielnice w naszych kościołach, pachną jednak niezwykle intensywnie, dlatego choć nie widać szerokich smug dymu, to mocno czuć wszelkiego rodzaju kwiatowe nuty. Z kolei zapach przypraw przesiąka ulice, zwłaszcza w pobliżu lokali gastronomicznych – aromatyczne curry, charakterystyczny anyż, znany cejloński cynamon czy wiele odmian papryk to właśnie nie tylko smak tamtejszej kuchni, ale również zapach miast. Co więcej, są tam dostępne naprawdę ciekawe produkty, w które się „obkupiłem”, gdyż w Polsce ciężko je dostać, jak goździkowa pasta do zębów czy mieszanka dziesięciu przypraw, znana pod hasłem „aiurveda”, z której robi się mydła, kremy i wszelkiego rodzaju kosmetyki do pielęgnacji, opierające się w 100% na naturalnych składnikach. Trzeba jednoznacznie skonkludować – miasta lankijskie, w odróżnieniu do europejskich, po prostu pachną!

Drugą cechą charakterystyczną Sri Lanki jest bez wątpienia barwność. To koloryt zupełnie odmienny od klasycznych, eleganckich połączeń znanych ze Starego Kontynentu. Tu śmiało mieszają wiele barw. Mieniące się różnymi kolorami sari noszone przez kobiety to widok zachwycający, zwłaszcza że architektura bywa uboga, niejednokrotnie z braku pieniędzy jest to szary beton. Na tym tle barwne suknie budzą radość. Dotyczy to również stroju mężczyzn, którzy po ulicach chodzą w… spódnicach. Może to dość duże uproszczenie tak nazwać te długie aż do ziemi chusty, ale rzeczywiście są one obecne w ubiorze. Kupiłem nawet jedną, ale z przeznaczeniem na bardzo zdobny szal. To też ciekawostka – wyroby tkackie i materiały do szycia stanowią dobro narodowe, z jakiego słynie Sri Lanka.

Chiński neokolonializm

Chociaż historia Sri Lanki ma ponad dwa tysiące lat, to jednak większości świata wyspa kojarzy się głównie z czasami brytyjskiego kolonializmu, kiedy była jedną z pereł herbacianej potęgi Anglii. Ten smutny etap wyzysku ludności na szczęście minął, chociaż pewne tradycje biznesowe z tego okresu są nadal gdzieniegdzie widoczne. Te długie lata odcisnęły swoje piętno także na języku. Lankijczycy mają własny alfabet, jednak w przestrzeni reklamowej używa się języka angielskiego. Nowsze banery są dwujęzyczne, bo dodatkowo umieszcza się na nich napisy po chińsku. Posążki Buddy na straganach, tradycyjne sari, a nawet cynamon już najczęściej noszą znaną metkę „made in China”. Oczywiście, że podobne zjawisko znamy z Europy, jednak nie kojarzę żadnego państwa Starego Kontynentu, przez którego stolicę przebiega autostrada, w której około 90% udziałów mają Chiny i gdzie zbudowane są całe osiedla dla inwestorów z Państwa Środka.

Najciekawsza historia z chińskimi wpływami na Cejlonie wiąże się z pewnym portem. Otóż władze lankijskie miały plan na skok inwestycyjny. Słusznie zauważono, że położenie geograficzne kraju jest niezwykle korzystne do czerpania zysków z żeglugi morskiej. Budowa terminala na południu kraju była zatem słuszną inicjatywą. Jednak z prośbą o realizację przedsięwzięcia zwrócono się do ChRL. Podpisano kontrakt na kredyt i wykonanie oraz aneks, zgodnie z którym wykonawcą miała być spółka chińska. Tu pojawiło się pierwsze zaskoczenie. Lankijczycy wzięli kredyt od Chin, który spłacili podwójnie, ponieważ zapłacili z niego chińskim firmom, a następnie musieli spłacać go chińskiemu rządowi. Ostatecznie jednak port powstał i pojawiła się szansa na rozwój. Należy jednak pamiętać, że Ocean Indyjski opanowany jest przez Chiny, które jakoś nieskore były do korzystania z lankijskiego portu, przez co stał się on nierentowny i trzeba go było sprzedać. Jak łatwo się domyślić, kupili go Chińczycy i dziś jest prosperującym miejscem, które zyski przynosi Państwu Środka.

Buddyzm i hinduizm

Z perspektywy europejskiej buddyzm i hinduizm to wyznania obce, wielu ludziom ciężko byłoby podać choćby dziesięć sensowych informacji na ich temat. Jednak, udając się do Azji, warto spróbować choć troszkę bliżej poznać te religie, szczególnie zaś nonteistyczny buddyzm, bowiem ma on największe znaczenie dla lankijskiej mentalności. Nonteistyczny bo Budda jest właściwie jedynie perfekcyjnym człowiekiem, nie Bogiem. Z drugiej jednak strony istnieje w tej myśli przestrzeń dla siły nadprzyrodzonej, a pod strzechami buddyjskich świątyń jest miejsce również dla Wiszni czy Siwu. Co ważne, nauczanie Buddy jest tak zakorzenione w tutejszym sposobie myślenia, że nikt nie obawia się tu kieszonkowców, ponieważ wierzy się, że kradzież „wyzerowuje” karmę. Odzwierciedla się ono także w gościnności i chęci pomocy, gdyż to z kolei zwiększa szanse na życiową pomyślność. Jest to widoczne do tego stopnia, że gdy wejdzie się do pizzerii i zamówi na przykład krewetki, to mimo że tej opcji nie ma w karcie dań, zdarza się, że kelner pójdzie do restauracji kilka ulic dalej, by spełnić prośbę klienta. Istnieje jednak ciekawy wyjątek. Biedniejszy, według Buddy, ma prawo do uczciwego zarobku, co w wykładni niektórych myślicieli pozwala na „zdzieranie” z turystów. Jeśli bowiem turystę stać, żeby tu przyjechać, to stać go też, aby zapłacił więcej niż mieszkaniec. Najbardziej uwidacznia się to chyba przy atrakcjach turystycznych, gdzie różnica w cenie wejściówek wynosi nawet 2000%.

O hinduizmie natomiast chciałbym wspomnieć dość subiektywnie. Odwiedziłem wiele świątyń buddyjskich. Jest ich w tym kraju pełno, nawet w najmniejszych wioskach. Jednak do hinduistycznej wszedłem tylko raz i było to dość specyficzne doświadczenie. Przekroczywszy bramę świątyni, od razu poczułem niesamowitą atmosferę grozy i niepokoju. Po dziedzińcu poruszali się mocno wytatuowani bramini, część odprawiała przy ognisku jakiś tajemniczy rytuał. Wokoło stało mnóstwo figur w postaci zdeformowanych zwierząt z cechami ludzkimi, z powykrzywianymi kończynami i wieloma wymalowanymi znakami. Duszący dym kadzidła, kolorowe światła odbijające się od złoceń oraz jaskrawe barwy zdobień na ścianach, które łączyły się z panującym półmrokiem. Nie ukrywam, że trochę to przerażało. Chociaż mam świadomość, że to tylko moje odczucie, a cały system ma zapewne wiele do zaoferowania wyznawcom, zachęcając ich do dobrego życia, to jednak zderzenie z tą religią było dość nieprzyjemne.

Kościół buddyjsko-katolicki?

Na Sri Lance chrześcijanie stanowią zaledwie 7% ogólnej populacji. Miałem niezwykłe szczęście być tam w Adwencie, okresie szczególnym dla Kościoła. Znając europejski model tego okresu liturgicznego, mogłem porównać go z tym, co zobaczyłem na Cejlonie. I tak, roratka była, wieniec z czterema świecami również. Nawet różowy ornat na niedzielę Gaudete. Powierzchownie wszystko się jak najbardziej zgadzało, ale trzeba było spojrzeć na praktyki kaznodziejskie, bo w tym wymiarze zarysowuje się pewna ważna różnica. W Kościele europejskim w owym czasie coraz usilniej podkreśla się aspekt paruzji, moment nawrócenia w życiu człowieka, natomiast na Cejlonie dostrzega się konkretne wydarzenie pamiątki narodzin Jezusa. Widać w tym nawiązanie do myśli buddyjskiej, gdzie mimo wiary w reinkarnację, każdy człowiek pozostaje w nadziei na osiągnięcie jakiegoś szczęścia w obecnym życiu, w nadziei na to, że pośród zmartwień i trosk nadejdzie ono namacalnie, i to wkrótce. Inkulturacja chrześcijaństwa była obecna również w sztuce i praktykach, które kładły szczególny nacisk na bliskość natury i jej moc.

Chociaż cel mojej podróży nie był pielgrzymkowy, to jednak zwiedzając kraje, lubię patrzeć na nie przez pryzmat eklezjalny. Tak było i tym razem. Wspólnota „centralnie sterowana” zza Spiżowej Bramy musi być synodalna, jak wskazuje papież Franciszek, bo chociaż „głowa” widzi całe ciało, to jednak winna współdziałać z każdym członkiem dla dobra całości – tę myśl św. Pawła z Listu do Rzymian zrozumiałem pośród mniejszości katolickiej Sri Lanki.

Natura, która przyciąga

Ostatecznie z tej podróży najbardziej wyniosłem prosty zachwyt nad naturą. Sri Lanka, poza pięknymi świątyniami i starożytnymi pałacami, ma do zaoferowania wspaniałą florę i faunę. Różnobarwne ptaki budzące co rano pięknym śpiewem, liczne makaki w centrum miasta, które tylko czyhają, by ukraść nam coś z kieszeni bądź plecaka, albo dziki słoń, który bez kierunkowskazu wyprzedza autobus na drodze, to doświadczenie niezwykle intrygującego współdzielenia przestrzeni życiowej z dziką naturą (nie wspominając o gekonach i innych jaszczurkach w pokojach). Bujna roślinność również przyciąga swoją urodą. Żyzna gleba sprawia, że ogrody mienią się wszelkimi kolorami kwiatów, a zieleń drzew i traw ma najintensywniejszy odcień, jaki w życiu widziałem. Bez wątpienia kilkudziesięciometrowe wodospady, których szum słuchać paręset metrów dalej, sprawiają, że człowiek czuje się taki mały wobec potęgi stworzonej natury. Nawet przeszło mi raz przez myśl, że gdyby ktoś chciał się dowiedzieć, jak mógł wyglądać Eden, to warto rozpocząć czytanie Księgi Rodzaju podczas pobytu na Sri Lance, a bez wątpienia po części doświadczy się piękna Rajskiego Ogrodu.

Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2/2025

 

/ab

Krzysztof Niemczyk v2

Krzysztof Niemczyk

Finalista Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy Biblijnej. Członek Katolickiego Stowarzyszenia "Civitas Christiana". Kleryk seminarium we Wrocławiu.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#podróże #Sri Lanka #kolonializm #świat #turystyka #wycieczka #podróż
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej