Nie wiemy, dlaczego wcześniej nie wybraliśmy się do Turcji. Na zdjęciach zawsze nam się podobała. To przez sytuację epidemiologiczną pojechaliśmy do tego kraju i był to strzał w dziesiątkę.
Kapadocja – trzy dni to za mało
Historyczna kraina anatolijska, prowincja Achemenidów, królestwo Iranu z epoki hellenistycznej i cesarska satrapia rzymska. Miejsce schronienia wielu chrześcijan w okresie Cesarstwa Bizantyjskiego. Rzeźbiony miliony lat przez wiatr i wodę miękki tuf wulkanów Erciyes i Hasan to wyjątkowa kronika dziejów, ale i wspaniały pomnik przyrody.
Być w Turcji i nie zobaczyć Kapadocji, to tak jak być w Rzymie i nie widzieć Koloseum. Ostatnią godzinę naszej jedenastogodzinnej jazdy autobusem ze Stambułu do Kapadocji spędziłam z nosem przyklejonym do szyby. Z dziecinną niecierpliwością wypatrywałam choć zalążka tak znanych mi ze zdjęć form skalnych. Lecz po drodze nie było dosłownie nic. Dopiero na ostatnim kilometrze naszej jazdy zza zakrętu wyłoniła się skalna twierdza Uçhisar. Ta wyglądająca jak wielki, pionowy plaster miodu, górująca nad okolicą obronna twierdza była zapowiedzią naszych niezwykłych wypraw.
Na bazę wypadową dla naszych wędrówek wybraliśmy miasteczko Göreme, położone w dolinie Göreme. Główną zaletą miejsca jest to, że pieszo lub miejscowym busem możemy stąd dotrzeć do wszystkich godnych uwagi miejsc Kapadocji. Sama dolina Göreme wraz z Parkiem Narodowym, który jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, stanowi nie lada atrakcję dla turystów. Jest to jedno z nielicznych już miejsc, gdzie kamienne historyczne domy i bajkowe kominy są na stałe wykorzystywane przez mieszkańców.
Już w III w. jaskinie i tunele w obrębie formacji skalnych Kapadocji były używane jako kryjówka dla chrześcijan uciekających przed prześladowaniami Rzymian. To tu w IV wieku św. Bazyli, ówczesny biskup Kayseri, zapoczątkował skalny system klasztorny. Powstały kaplice, salony, jadalnie, toalety, grobowce, młyny i gołębniki.
Na przestrzeni lat mnisi wyrzeźbili w skałach około 500 kościołów jaskiniowych, ozdabiając je prostymi chrześcijańskimi symbolami, które po latach zostatały zastąpione pięknymi kolorowymi freskami, przedstawiającymi życie Jezusa.
Niektóre kościoły nadal są w niezłym stanie. Lecz niestety spotkać też możemy szereg zniszczonych kościołów i ikon. W okresie ikonoklastów (VIII-IX w.) rysunki figuratywne były zakazane, więc ikonoklaści niszczyli je, skuwając twarze na rysunkach i ikonach. Gdy na tym terenie władzę przejęli muzułmanie, kontynuowali niszczenie.
Dużo kościołów jaskiniowych jest zamkniętych. Postępująca erozja nie pozwala na bezpieczne zwiedzanie. Tam gdzie rzadziej zaglądają turyści, słabo dba się o historię. Łatwiej skalny kościół zamurować niż restaurować.
Podziemne miasta i doliny
Kapadocja to również podziemne miasta. Niespełna 40 minut drogi busem od Göreme, w regionach Kaymakli i Derinkuyu znajdują się dwa najbardziej niezwykłe z nich.
Nie wiadomo, kto pierwszy zaczął je kopać, ale było to prawdopodobnie w V wieku p.n.e. i były one przeznaczone do ochrony ówczesnych mieszkańców tych ziem. Wiadomo też, że w III wieku chronili się tu chrześcijanie – najpierw przed Rzymianami, następnie muzułmanami. Podziemne miasto było w stanie dać schronienie przez długi czas nawet 20 000 mieszkańców. Zwiedzając, znajdziemy tam stajnie, kościoły, magazyny, mieszkania, krypty i winiarnie. Miasta składały się nawet z 18 poziomów w dół i rozciągnięte były na przestrzeni wielu kilometrów. Posiadały system doprowadzania wody oraz szyby wentylacyjne. Poziomy i korytarze chronione były drzwiami wykonanymi z masywnych kamiennych kół, które można było wtoczyć w wejścia, tworząc niedostępny mur.
Warto pobłądzić po korytarzach tych podziemnych miast. Lecz nie jest to miejsce dla osób z klaustrofobią i słusznych rozmiarów. Wąskie, niskie korytarze wymagają głębokiego schylania się, a czasem przeciskania.
Zobaczymy tu dumnie starczące skały w kształcie mnichów, grzybków, wielbłądów lub czegokolwiek, co sobie człowiek w nich wypatrzy. Troszkę podobne do naszych w Górach Stołowych, lecz jakże inne. Warte są pieszych wędrówek, podczas których poczujemy się jak w bajkowej krainie. Ale można też inaczej. Polecaną przez miejscowych atrakcją jest lot balonem nad dolinami o świcie. Kosztowna, lecz pełna emocji atrakcja. A dla tych z lękiem wysokości znakomite jest również oglądanie z ziemi startu i przelotu około 80 balonów. Niesamowite widowisko.
Pamukkale i Hierapolis
Przed wyjazdem do Pamukalle miałam problem. Jechać czy nie jechać? Warto czy nie warto? Różne słyszałam opinie oraz różne widziałam zdjęcia. Los zadecydował za nas – i jednak tam dotarliśmy. I dobrze, gdyż każdy powinien sam wydawać opinię. Pamukkale to położone na zboczu góry Cökelez wapienne tarasy. Powstawały przez 15 milionów lat poprzez odparowywanie wody bogatej w wapń, tworząc przepiękne białe trawertyny. Po tych białych tarasach spływała błękitna, lecznicza woda, zapełniając baseny na przestrzeni 4 kilometrów.
Niestety, w latach 80. XX wieku z powodu szybkiego wzrostu liczby turystów na wzgórzu zaczęły powstawać hotele, które pobierały do swych celów wodę ze źródeł. Doprowadziło to do wyschnięcia białych wapiennych tarasów. Już nie zbierała się w nich uzdrawiająca woda, tylko szary kurz. Gdy Pamukkale zostało wpisane na listę dziedzictwa kultury UNESCO, hotele wyburzono. Jednak woda do tarasów nie wróciła. Dla turystów wykonano i udostępniono długą rynnę oraz kilka sztucznych basenów, przez które puszczona jest zwykła woda. Smutne, jak szybko człowiek może zniszczyć to, co istniało tyle wieków.
W II wieku p.n.e. nad trawersami powstało uzdrowisko Hierapolis. Do dziś możemy zwiedzić tam wspaniały teatr, świątynię Apollina, ulicę Frontinusa czy grobowce. Nadal czynne są też licznie oblegane przez turystów baseny Kleopatry. Znajdziemy tam również sporo śladów chrześcijaństwa, gdyż za panowania Konstantyna Wielkiego był tu ośrodek tej religii. Jest tu prawdopodobny grobowiec św. Filipa Apostoła, jak również ruiny kilku kościołów.
Warto wstąpić do małego, lecz wartego uwagi muzeum archeologicznego, znajdującego się nad tarasami, w którym znajdziemy sporo artefaktów z epoki brązu, rzeźby i sarkofagi.
U Matki Boskiej w ogródku
Efez zachwyca. W tym mieście, założonym w IX wieku p.n.e., wciąż jest wiele zabytków, które przywołują dawną świetność miasta. Zobaczymy tu trzypoziomowy teatr, zbudowany na zboczu wzgórza, który mieścił niegdyś 25 000 miejsc, pozostałości domów tarasowych z luksusowymi sypialniami, łazienkami, triclinium i kuchniami, ozdobionymi pięknymi freskami i mozaikami. Są tu także pozostałości agory i świątyni Artemidy, uważanej za jeden z siedmiu cudów starożytnego świata. Zobaczymy też bazylikę Augusta, odeon, drogę Arkadyjską z filarami i na koniec najbardziej rozpoznawalny monument, czyli przepiękną, rzeźbioną fasadę Biblioteki Celsusa. Wspaniałe miejsce. Efez zasługuje na wnikliwe, spokojne poznanie, więc lepiej wybrać się tam samemu niż z komercyjną wycieczką.
Kolejnym punktem wycieczki było tłumnie odwiedzane przez chrześcijan i muzułmanów, chronione przez liczne patrole uzbrojonych w pistolety maszynowe żandarmów Wzgórze Słowików. To tu, zgodnie z wizjami niemieckiej zakonnicy i stygmatyczki Anny Katarzyny Emmerich, w malutkim domku miała przed swą śmiercią mieszkać Maryja. Miejsce to odnaleźli mnisi z Izmiru 29 czerwca 1891 roku. Dziś na fundamentach domu Maryi stoi kamienna kapliczka. Wnętrze jest skromne, znajdują się tu tylko figurka Matki Boskiej i dwa klęczniki. I to wystarczy. Ma się kilka chwil na rozejrzenie po kapliczce. Długa kolejka pielgrzymów z całego świata, oczekujących na wejście, nie pozwala na długą kontemplację. Poniżej kapliczki tryska źródełko. Według legendy ma ono moc uzdrawiania, tak jak nasze gietrzwałdzkie. Obok znajduje się Ściana Życzeń. Można tu zostawić spisane na czymkolwiek swoje prośby do Matki Bożej. Jest ich tysiące. Miejsce jest urocze. Warto chwilę przysiąść na ławeczce, wsłuchać się w granie świerszczy i się wyciszyć.
Stambuł
Przez 1600 lat miasto doświadczyło rządów 120 cesarzy i królów. Było stolicą Bizancjum, Rzymian i Osmanów. Dziś Stambuł to tętniące życiem, największe w Turcji miasto o wyjątkowym bogactwie społecznym i kulturowym, z setką zabytków architektury bizantyjskiej i osmańskiej, które przez cały rok przyciąga miliony ludzi z całego świata.
Nasz przyjazd do dawnego Konstantynopola skupił się na jednym z najstarszych i najbardziej rozpoznawalnych zabytków Stambułu, placu Sultanahmet. Zaskoczeniem było to, że aby wejść na plac, trzeba przejść przez posterunek żandarmerii z wykrywaczem metalu. Z powodu dużego napływu emigrantów w Turcji dla bezpieczeństwa do większości budynków, dużych sklepów, bazarów, zabytków czy na place wchodzi się przez takie bramki. Również autobusy dalekobieżne są przeszukiwane przez policję, a pasażerowie legitymowani i sprawdzani w systemie.
Przy placu Sultanahmet znajdziemy wiele historycznych budynków i artefaktów: Błękitny Meczet, którego wnętrze jest w remoncie, dająca odetchnąć od upału Cysterna Bazyliki, również obelisk Teodozjusza, pałac Topkapi i najważniejszy dla nas budynek – Hagia Sophia, czyli kościół Świętej Mądrości. Ta pełna historycznych zawirowań budowla powstała jako kościół chrześcijański w VI wieku, aby następnie w 1453 roku stać się meczetem. Od 1934 roku była muzeum, a dziś, mimo protestów z całego świata, na swoje nieszczęście na nowo w 2020 r. stała się meczetem. Wnętrze zachwyca bizantyjską architekturą, wspaniałymi muzułmańskimi żyrandolami oraz kopułą, która pochodzi sprzed 1500 lat. Niestety, wszystkie freski przedstawiające chrześcijańskie symbole zostały zasłonięte, a na całej podłodze położono wykładzinę. Wyznaczono strefy dla mężczyzn i kobiet. Do świątyni można wejść boso lub w skarpetkach, a ubiór powinien być zgodny z muzułmańskimi wytycznymi. Wstęp jest wolny, przez co kościół odwiedza do 4000 osób dziennie. To sprawia, że dochodzi do dewastacji wnętrza: zdrapywania tynków z mozaikami, odrywania się drewnianych elementów. Zastanawia, dlaczego budynek jest tak słabo pilnowany i nieodnawiany. Widząc, jak wielkie kwoty Turcja inwestuje w budowę meczetów, np. w Albanii, powstaje pytanie, dlaczego nie potrafi zadbać o swoje rodzime dziedzictwo? Ale to już oddzielny temat.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 4 | październik-grudzień 2022
Fot. Adobe Stock
/em