Pytanie, które postawiłem sam sobie w tytule, wydaje się być dziwne w sytuacji konfliktu, który się rozgrywa na obszarze około-czarnomorskim i raczej nie zmierza do swojego końca. Dla potrzeb odpowiedzi muszę więc uczynić abstrakcyjne w tej chwili założenie, że Rosja wygra wojnę, a jej panowanie nad Morzem Czarnym zostanie znacznie poszerzone o cały obszar dawnej Noworosji, czyli co najmniej o wybrzeże tego akwenu od Odessy na wschód i ku dawnym granicom I Rzeczypospolitej, dajmy na to z roku 1771, na północy.
Na potrzeby niniejszych rozważań nie potrzebuję nawet zakładać zajęcia przez niej całej obecnej Ukrainy, zresztą Czytelnik szybko się zorientuje, że gdybym to zrobił dalsza część mojej koncepcji wyglądałaby jeszcze „ciekawiej”. Zamierzam zastanowić się nad tym, kto miałby zamieszkać na nakreślonym przeze mnie obszarze, biorąc pod uwagę jego kompletną, wywołaną wojną, depopulację.
Kiedyś pisałem o tym, że dawniej Rosja problem kolonizowania tych obszarów rozwiązywała poprzez nakłanianie do osiedlania się na nich uchodźców prawosławnych z Bałkanów, które znajdowały się w XVIII wieku pod panowaniem osmańskim. Trzeba dodać, że po rozbiorach zachęcano do tego byłych poddanych Rzeczpospolitej, w tym m.in. żydów - o kłopotach z tym związanych pisał Sołżenicyn w książce pt. 200 lat razem. Tym razem te historyczne kierunki kolonizacji nie wchodzą w grę. Nawet założenie skali minimum takiego procesu, polegającego na przemieszczeniu, czy też częściowym powrocie dotychczasowych mieszkańców tych ziem, dzięki rosyjskim działaniom w ostatnim roku całkowicie, mówiąc delikatnie, ludność do Moskwy zniechęciła. W swojej masie raczej uda się ona na emigrację na zachód Europy, co już zresztą robi, niż pozostanie pod rosyjskim panowaniem. Ponadto na obszarze pozostającym pod władzą Kijowa liczba ludności również w zastraszającym tempie spada i działo się tak już na długo przed wojną. Nawet w wypadku zwycięstwa prozachodniej Ukrainy problem demograficzny będzie tu ogromny.
Dla niniejszej refleksji ważny jest też fakt, że Rosja nie posiada swoich własnych zasobów demograficznych, a liczba mieszkańców kraju nieustannie maleje, co każe stawiać tezę, że nie może wiele wskórać drogą kolonizacji wewnętrznej. W tej kwestii na niewiele, w dłuższej perspektywie, pomogła jej na przykład aneksja Krymu, wraz niecałymi 2 mln ludności. Na początku lutego w naszych mediach pojawiła się informacja, że według oficjalnych rosyjskich statystyk, liczba mieszkańców kraju skurczyła się w roku ubiegłym o 500 tys. i nic nie wskazuje, by w krótkim czasie coś się w tej kwestii zmieniło.
W związku z tym wydaje się, że jedynym ciekawym rozwiązaniem, jakie Moskwa mogłaby wziąć pod uwagę, jest ściągniecie Rosjan z krajów dawnego Związku Radzieckiego, w których pozostali oni znaczącą mniejszością. Przykładowo w Kazachstanie stanowią około 15% mieszkańców, co w liczbach bezwzględnych daje niemal 3 mln i jest to chyba największa liczba Rosjan poza jej granicami, zamieszkujących jeden kraj. W Turkmenistanie będzie to około 250 – 300 tys. (mniej więcej liczba prawosławnych - zakładam że Rosjan), w pozostałych dwu posowieckich republikach środkowoazjatyckich również niewiele. Jeżeli Rosja chciałaby dokonać kolonizacji na większą skalę, lub choćby równoważyć wspomniane demograficzne ubytki, które wojna jeszcze przyśpiesza, to musiałaby ściągnąć swoich z republik nadbałtyckich i być może Kaliningradu. Przy założeniu, że wszyscy oni chcieliby wziąć udział w takiej operacji, dałoby to pewnie trochę więcej niż milion ludzi. Innych możliwości kolonizacyjnych, bezpiecznych z punktu widzenia lojalności obywateli, Rosja najprawdopodobniej nie posiada, chyba, że możemy jeszcze zabawić się w koncepcję, że chciałaby np. przywrócić Syberii jej starą strukturę etniczną.
Wszystkie te pomysły wiążą się ze znacznymi zmianami politycznymi, a właściwie geopolitycznymi. Na przykład ten, zakładający wysiedlenie etnicznych Rosjan z Azji Środkowej, oznaczałoby dobrowolną rezygnację z dążenia Rosji do utrzymania nad tym obszarem dominacji na rzecz najprawdopodobniej …Chin, no może jeszcze Iranu. W takiej sytuacji Pekin byłby zainteresowany w szybkim zakończeniu wojny, oczywiście na określonych przeze mnie we wstępie warunkach. Rosja z kolei, oprócz bezpiecznego dostępu do Morza Czarnego, kontrolowałaby większość ukraińskich złóż, w tym litu, o której to sprawie też już pisałem.
Oczywiście nie rozważam tu, jak mieliby owi kazachscy Rosjanie być zachęceni do wyjazdu, wydaje mi się, że byłoby to możliwe w sytuacji kontrolowanej polityzacji islamu i jakichś rosyjskich zachęt, ale to następna sprawa.
Pytanie czy taka koncepcja zrodziła się wyłącznie w mojej głowie, czy też ktoś w tej kwestii robi jakiś interes, na razie jest otwarte, chociaż jeśli weźmiemy po uwagę np. różne deklaracje władz w Astanie i aktywność Chin w tym kraju, to coś się tu może rysować.
/mdk